Chociaż Beata Ścibakówna od lat w przemyślany sposób buduje swoją karierę, wybierając ambitne role jak na przykład w dobrze ocenionym przez krytyków serialu Skazane, to i tak najlepiej znana jest z bycia żoną Jana Englerta. Ścibakówna od dawna próbuje wyjść z cienia męża. Czasem podejmowała nawet tak desperackie decyzje jak ta o udziale w show Gwiazdy tańczą na lodzie.
Jej ówczesna koleżanka z Teatru Narodowego, Grażyna Szapołowska, ujawniła potem, że mąż Beaty specjalnie zmieniał grafik placówki, żeby dostosować go do treningów żony: "ENGLERT CHCIAŁ LINCZU! Wykonano na mnie wyrok!"
Ścibakówna zapamiętała to zupełnie inaczej. W jednym z wywiadów żaliła się, że mąż, pełniący stanowisko dyrektora Teatru Narodowego, nie tylko jej nie faworyzuje, ale nawet spycha na dalszy plan.
Główne role grywały u niego moje koleżanki, a ja epizodziki - wspominała Beata. Raz miałam żal, bo chciałam zagrać Laurę w "Kordianie", a zagrała ją koleżanka.
Podobno Ścibakówna ma chłodne relacje nie tylko z Szapołowską, co zresztą nietrudno zrozumieć, biorąc pod uwagę jej proces sądowy z Englertem i obrzucanie błotem w gazetach, lecz także z Danutą Stenką.
To podobno Danka najczęściej dostaje role, o których marzy Beata.
No ale wreszcie los się odwrócił.
Z rywalizacji o rolę apodyktycznej ordynatorki szpitala w nowym serialu TVN, Diagnoza, to Ścibakówna wyszła zwycięsko. Podobno poszło nie tylko o to, że Stenka zagrała już taką rolę w Lekarzach, lecz także o to, że Beata zgodziła się grać za półdarmo.
Danusia za dzień zdjęciowy oczekiwała wysokiego wynagrodzenia, a Beatę usatysfakcjonowała połowa gaży rywalki - ujawnia w tygodniku Na Żywo osoba z produkcji serialu. Z racji oszczędności postawiono więc na tę drugą. Beata ma nadzieję, że serial z jej udziałem będzie kręcony przez kilka sezonów. Liczy, że z czasem wynegocjuje lepsze warunki pracy.