Rządy Prawa i Sprawiedliwości przyzwyczaiły nas już, że kwestią publicznej debaty stały się nie tylko kwestie gospodarcze i polityczne, ale również te mocno ingerujące w życie prywatne - a nawet intymne - Polaków. Niestety, wszystko to odbywa się zazwyczaj przy akompaniamencie kościoła katolickiego, pozostającego w ścisłym związku z PiS-em.
Po wycofaniu z aptek tabletki "dzień po" oraz wywołaniu masowych strajków w całej Polsce próbą zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej politycy w porozumieniu z przedstawicielami kościoła postanowili przyjrzeć się edukacji seksualnej w polskich szkołach, która skądinąd nigdy nie reprezentowała najwyższego poziomu.
Okazuje się, że równolegle z likwidacją gimnazjów postanowiono wprowadzić kolejną reformę, polegającą na oddanie pod wpływy kościelnych hierarchów przedmiotu dotychczas nazywanego "wychowaniem do życia w rodzinie" tudzież po prostu "edukacją seksualną".
Nowa podstawa programowa do "Wychowania do życia w rodzinie" przygotowana przez MEN zakłada między innymi, że dzieci powinny uczyć się o "naturalnym planowaniu rodziny" i osławionej przez Małgorzatę Kożuchowską naprotechnologii.
Z kolei punkt 7 podstawy programowej głosi: _**uczeń potrafi wymienić argumenty biomedyczne, psychologiczne, społeczne i moralne za inicjacją seksualną w małżeństwie.**_ Wynika z tego, że nastolatki będą uczyć się o tym, iż to małżeństwo jest jedyną słuszną "płaszczyzną" dla relacji seksualnych.
Oburzenia nie kryje Związek Nauczycielstwa Polskiego, który na facebookowym profilu odniósł się do kontrowersyjnego pomysłu PiS:
Katecheza seksualna w szkołach, czyli MEN szerzy głupotę i zabobon. W ramach konsultacji tej poronionej podstawy programowej proponujemy w dziale "antykoncepcja" wprowadzenie umiejętności robienia prezerwatyw na drutach, a w dziale "trudne sprawy" zapoznanie uczniów z metodą spędzania płodów z pomocą babki szeptuchy i jadu bazyliszka - czytamy.
Należy spodziewać się kolejnych protestów?