Od około ośmiu lat fanki Leonardo DiCaprio z lekkim niepokojem przyglądały się jego kolejnym zdjęciom z plaży, na których widać było, jak idol z ich młodości coraz bardziej się zapuszcza. Desperacja Leo by zdobyć Oscara rosła wprost proporcjonalnie do jego obwodu w pasie, co najbardziej bolało tych, którzy przyzwyczaili się do jego wizerunku szczupłego i uroczego amanta.
Okazuje się, że Leonardo zupełnie inaczej patrzy na sprawę swojego piwnego brzuszka. Dodatkowe kilogramy w niczym mu nie przeszkadzają - wręcz przeciwnie, to dla niego symbol tego, że nie ugiął się przed standardami męskiej urody panującymi w Hollywood. Podczas gdy jego koledzy dzielą życie między pracę i siłownię, by wciąż otrzymywać dobre role, on sam po prostu tego nie musi robić. Leo budował tę pewność siebie przez lata, a otrzymanie statuetki Oscara wyłącznie utwierdziło go w doskonałej opinii na swój temat. Ostatnio podczas imprezy w Malibu miał przechwalać się przed grupą szczupłych i liczących każdą kalorię modelek swoimi zwyczajami chodzenia na siłownię. A w zasadzie ich brakiem.
To była impreza w jego prywatnej posiadłości - wspomina informator serwisu Page Six. Popijał sobie piwko i lansował się przed jakimiś modelkami, że w ogóle nie ćwiczy. Dziewczyny miały miny, jakby myślały: "Czy naprawdę mu się wydaje, że jest atrakcyjny? Przecież po jego kondycji z "Titanica" zostało już tylko wspomnienie..."
Podoba Wam się brzuszek Leo, czy wolelibyście, żeby zafundował sobie metamorfozę w stylu Chrisa Pratta? Przypomnijmy: Gwiazdor "Strażników galaktyki": "ZAJADAŁEM SMUTKI!"