Margaret, czyli Małgorzata Jamroży, z wykształcenia projektantka mody, z zawodu piosenkarka, 30 czerwca skończyła 26 lat.
Z tej okazji panikuje w Gali, że stała się już niemal panią w średnim wieku, a młodośc bezpowrotnie przeminęła.
Może naprawdę dojrzałam - rozważa w kolorowym magazynie. Mam 26 lat. To już się zaokrągla do do trzydziestki! Niedługo będę kobietą przed trzydziestką! Damn it!. Czuję się kobietą od niedawna. 1 stycznia 2017 roku obudziłam się inną osobą. Stałam się bardziej asertywna, niezależna, świadoma swoich potrzeb. Teraz jest dobrze nawet jak jest źle. Bo świetnie się czuję we własnej skórze, pogodziłam się ze sobą, złapałam równowagę. Pierwszy raz w życiu pozwalam sobie na to, żeby popełniać błędy. Nie obwiniam się już o to, że gorzej zaśpiewałam na koncercie. Przecież w liceum nie było klasówek z przedmiotu "Jak nie popełnić błędu". Z każdego potknięcia staram się wyciągać lekcję. Zwłaszcza że wszystko,co robię, jak się ubiorę, jak zaśpiewam, z kim się spotkam, jest komentowane.
Obecnie Margaret spotyka się z chłopakiem poznanym na koncercie. Nie chce jednak ujawnić, czy szykuje się coś poważnego. Zresztą, jak zapewnia w Gali, nie należy do kobiet śniących po nocach o sukni ślubnej. Bardziej prawdopodobne wydaje jej się to, że urodzi dziecko niż to, że wyjdzie za mąż. Właściwie nawet podejrzewa, że ślub to gotowa recepta to, by być nieszczęśliwym do końca życia. Zwłaszcza, jej zdaniem, kobiety kiepsko na tym wychodzą.
Matką może... ale żoną, hmmm... instytucja małżeństwa wydaje mi się przykurzona - wyjaśnia piosenkarka. Moi rodzice są szczęśliwi, ale wielu innych pozytywnych przykładów nie znajduje. Poza tym "małżonka" to takie brzydkie słowo. Pobrzmiewa w nim podległość mężczyźnie. Przestajesz być sobą, a stajesz się czyjąś kobietą. Ale wiesz, prawdopodobnie gadam bzdury. Co ja tam wiem o związkach?
Myślicie, że ma rację?