Kasia Tusk od sześciu lat prowadzi bloga, na którym pokazuje jak stylowo żyć, ubierać się i jeść. Często na jej zdjęciach można było zobaczyć trójkolorową kotkę perską, która nie tylko ocieplała wizerunek Tuskówny, ale też pomagała jej zarabiać pieniądze. Kotka Pępuszka "reklamowała" bowiem kocie gadżety, a także karmę od sponsorów.
Kasia uczyła też na jej przykładzie jak czesać persa oraz chwaliła się, że jej kotka jest inna niż wszystkie, choć zdarzało jej się też narzekać, że zwierzak pragnie zbyt wiele czułości.
Napotkałam na swojej drodze wiele osób, które nie lubią kotów. Po spotkaniu z moją kotką, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, weryfikowały one jednak swoje dotychczasowe poglądy i robiły wyjątek od reguły - przekonywała na swojej stronie blogerka. Pępuszki bowiem nie da się nie lubić. Jest przyjazna, łagodna i zdecydowanie za bardzo lubi głaskanie, co czasami bywa naprawdę męczące.
Od jakiegoś czasu Pępuszka zniknęła jednak z bloga, a jej miejsce zajął angielski springer spaniel Portos, który przejął funkcje kotki na zdjęciach Kasi. Teraz on pojawia się w jej "stylizacjach" oraz, jak na rasowego, drogiego psa przystało, ma spory potencjał reklamowy. Fanki były ciekawe jak córka Przewodniczącego Rady Europejskiej radzi sobie z gromadką zwierząt pod jednym dachem. Wtedy blogerka ujawniła informację, którą wcześniej przemilczała - okazało się, że kotka od jakiegoś czasu nie żyje.
Po 17 latach wspólnej drogi Pępuszka odeszła - napisała. Wciąż bardzo mi jej brakuje, bo była naprawdę wyjątkowym kotem.
Fanki Kasi były mocno zaskoczone i zasmucone tym faktem. Być może tego właśnie blogerka chciała uniknąć - z punktu widzenia marketingowego taka wiadomość nie służy przecież blogowi.