Dariusz Michalczewski jest najbogatszym polskim sportowcem. Wprost donosi, że podczas swojej kariery zarobił aż 70 milionów złotych. Wielki sukces odniósł też jego napój energetyczny Tiger, któremu udało się przebić w sprzedaży nawet Red Bulla. Nie chwali się, ile na tym zarobił, ale musiało to być wiele milionów - pomyślcie, ile razy to piliście.
Po tym sukcesie Dariusz postanowił pójść o krok dalej i zaczął inwestować w nieruchomości. Szybko się jednak zniechęcił. Być może dlatego, że nie ma możliwości, by ceny w Polsce jeszcze wzrosły. Domy pod Warszawą są z 2 razy droższe od ładniejszych pod Londynem, a na świecie trend jest już BARDZO spadkowy.
Już samo to, że musiałem wcześniej zjeść śniadanie, bo ktoś chciał coś ze mną załatwić, powodowało, że chodziłem wściekły cały dzień - tłumaczy Wprostowi fakt, że wycofał się z prowadzenia interesów. Twierdzi, że oddał swoje pieniądze w ręce "przyjaciół". Miejmy nadzieję, że się na nich nie przejedzie.
Tygodnik opisuje jego obecny styl życia: Lata prywatnym samolotem, mieszka w najdroższych hotelach, szasta pieniędzmi w sklepach i - jak rozbrajająco oznajmia - dba tylko o to, aby na koniec miesiąca wyszło, że wydał o złotówkę mniej, niż zarobił.
No i oczywiście - bije ludzi, pluje na ludzi i straszy dziewczyny na Monciaku (*zobacz)
*...
Ale stać go na ewentualne mandaty i grzywny. Policzmy najostrożniej - 70 milionów w banku, jeżeli miałby je na lokacie z 3% ponad inflację daje mu miesięcznie 175 000 zł brutto.