Utworzenie przez Mandarynę szkół tańca w małych miejscowościach nie okazało się najlepszym pomysłem. Moda na taniec owszem trwa, ale nie każdego stać na opłacenie lekcji z "gwiazdą", jaką w tym przypadku miała być Marta. Wiele razy odzywali się do nas oburzeni rodzice narzekając na zbójeckie stawki, jakie "krzyczy sobie" Marta w szkółkach.
Za jedną lekcję tygodniowo żąda 50 złotych - żalił się niedoszły uczeń Marty. To aż 200 złotych miesięcznie! Myślę, że niewiele osób będzie do niej chodziło, bo w Kraśniku ludzie nie mają tak dużo pieniędzy. Mało kogo stać u nas na tak drogie zajęcia. Mandaryna bierze aż 4 razy więcej niż inni nauczyciele tańca.
Osoby któe zdecydowały się jednak ponosić te koszty, czują się teraz oszukane. Powód? Liczyli na to, że to Marta będzie uczyć ich tańca. Okazało się jednak, że robią to wyłącznie zatrudnieni przez nią tancerze. A różnica w cenie trafia do jej kieszeni. Na czysto. Nie musi się nawet tam pojawiać.
Na początku uczyła dzieci tańca i zbierała od nich dość duże sumy – wspomina nasz informator. Teraz czują się oszukane i rezygnują z nauki. Marta otworzyła szkoły w których prawie w ogóle nie bywa. Przyjeżdża do nich bardzo rzadko, a dzieciaki w Oleśnicy uczą się od jej "tancerzy". Płacą ciągle tak samo, czyli 200 złotych na miesiąc. Za takie same lekcje jak w innych, 4 razy tańszych szkółkach. Szkoda, bo dzieci zapisały się przecież po to, żeby uczyć się właśnie od niej. Wielu rodziców zrezygnowało już z Mandaryna Dance Studio.
Oto jak wyciąga się kasę od łatwowiernych ludzi. A przecież w Kraśniku, Oleśnicy i innych małych miastach mieszkają mało zamożni ludzie, te 200 złotych naprawdę coś dla nich znaczą. To przykre że są naciągani w taki sposób.