Kariera Justina Biebera jest dowodem na to, że bycie idolem nastolatek ma tyle samo pozytywnych, co negatywnych aspektów. Poza milionami dolarów na koncie, podbijaniem list przebojów i sercami młodych dziewcząt, Bieber ma już za sobą kryzysy osobowości, problemy z prawem i używkami.
Prawie każda gwiazda jego pokroju przechodzi też przez różne fazy duchowości. Britney Spears na przykład swego czasu miała problem z określeniem, czy bliżej jej do diabła czy do kościoła.
Wygląda na to, że pomocy w tym drugim szuka aktualnie Justin Bieber. Kanadyjczyk od jakiegoś czasu otwarcie opowiada o swoim nawróceniu i zachęca do niego ponoć swoich znajomych z Hollywood.
Justin odwołał właśnie kolejną część swojej wielkiej trasy koncertowej, czym zasmucił rzesze fanów. Oficjalnym powodem są "nieprzewidziane okoliczności" - tak czytamy oświadczeniu o skróceniu trasy wydanym przez rzecznik Justina, Lauren Morris.
Tymi "okolicznościami" mają być - jak twierdzi Richard Wilkins, australijski dzienikarz - plany co do założenia własnego kościoła.
Mam powody by uważać, że prawdziwym powodem, dla którego Bieber przerwał trasę jest chęć odbudowania wiary i zbudowania własnego kościoła - powiedział na antenie programu.
Uważacie to za prawdopodobne?