W wywiadzie dla BBC Angelina Jolie wyznała, że od wielu lat interesowała się historią i problemami Kambodży, którą zaczęła odwiedzać już 17 lat temu. Stamtąd też adoptowała swojego najstarszego syna, Maddoxa. W końcu postanowiła, że opowie o swojej fascynacji krajem ekranizując biograficzną książkę Loung Ung Gdy zabili naszego ojca opowiadającą o życiu w czasach Czerwonych Khmerów. Ostatnie miesiące gwiazda dzieliła między układanie spraw rodzinnych a promowanie najnowszego filmu.
Teraz głośno zrobiło się o wywiadzie i sesji okładkowej Angeliny dla Vanity Fair. Wszyscy skupiają się głównie na jej wyznaniu o czasie, gdy postanowiła zakończyć relację z Bradem Pittem, który popadł w alkoholizm (zobacz: Angelina Jolie pierwszy raz po długiej przerwie mówi o rozwodzie: "To był najtrudniejszy czas. Źle się działo"). Gdy emocje wokół jednego z najgłośniejszych rozstań w show biznesie opadły, pojawiły się też komentarze na inne tematy. W tym mało etycznych castingów, jakie Jolie zorganizowała dla dzieci z Kambodży.
Jak poinformował Vanity Fair, Jolie szukała odtwórczyni głównej roli - małej Loung Ung - wśród najbiedniejszych kambodżańskich dzieci. Jeździła po sierocińcach, cyrkach i slumsach. Szukała dzieci, które wyglądały na wyjątkowo doświadczone przez los, zaś od odtwórczyni głównej roli wymagała jeszcze więcej. Wraz z dyrektorami od castingu wymyśliła... grę.
Bogaci twórcy z Hollywood położyli na stole banknot, prosząc dzieci, by pomyślały o czymś, na co bardzo potrzebowały pieniędzy. Następnie maluchy miały złapać pieniądze, zaś prowadzący casting udawał, że nakrył je na gorącym uczynku. Dziecko miało wtedy wymyślić kłamstwo na temat powodów, dla którego ukradło pieniądze. Najlepszym "talentem aktorskim" wykazała się Srey Moch, która dostała rolę. Kontrowersyjne jest jednak to, na ile grała, a na ile wykorzystano to, że była naprawdę biedna i pokrzywdzona przez los.
Srey Moch była jedynym dzieckiem, które gapiło się na pieniądze przez bardzo, bardzo długi czas. Kiedy zmuszono ją do oddania ich, ogarnęły ją emocje. Wiele różnych doświadczeń zaczęło przez nią przemawiać - wspominała Jolie ze łzami w oczach. Kiedy zapytaliśmy, po co chciała tych pieniędzy, powiedziała, że jej dziadek umarł, a rodzina nie miała dość pieniędzy, żeby zorganizować mu pogrzeb.
Okazuje się, że ekipa żerowała na emocjach nie tylko dziewczynki, ale i wszystkich aktorów na planie. To nie byli profesjonaliści z dystansem do zawodu, tylko zrozpaczeni ludzie, którzy dla słynnej gwiazdy - i jej wpływów na koncie - przywoływali osobiste i rodzinne traumy.
Nie było osoby pracującej nad filmem, która nie miałaby z nim osobistego związku. Nie przychodzili do pracy. Szli w exodusie ludzi, których stracili w rodzinie. Odtwarzali to wszystko z szacunku dla nich... To dawało im poczucie pełni.
Praca na planie była tak obciążająca emocjonalnie, że przez cały czas był na nim terapeuta, który pomagał radzić sobie z kryzysami w trakcie pracy - oraz koszmarami i wspomnieniami, jakie przychodziły później. Co więcej, plan zdjęciowy nie był zabezpieczony i pojawiali się na nim gapie, którzy nie wiedzieli o kręceniu filmu. Nagle widzieli sceny z najgorszych momentów przeszłości i przeżywali traumę.
Kiedy Czerwoni Khmerowie przeszli przez most, kilkoro ludzi naprawdę upadło na kolana i zaczęło szlochać - Angelina wspomina jeden z incydentów. Byli przerażeni, widząc, że wrócili.
To zaskakujące, że Jolie, która działa na rzecz praw człowieka, tak łatwo weszła w nową rolę, wykorzystując przewagę finansową i społeczną, by inni poświęcali się dla niej kosztem komfortu i zdrowia psychicznego. Angelina, żeby zarobić miliony, nie musiała staczać się na dno ani rozdrapywać starych ran.