Od lat Teletubisie rozpalały wyobraźnię nie tylko dwulatków, ale nawet samego ojca Tadeusza Rydzyka. A wszystko zaczęło się od rzeczniczki praw dziecka i posłanki Ligii Polskich Rodzin, Ewy Sowińskiej. Dokładnie dziesięć lat temu, gdy partia polowała na wątki homoseksualne w szkołach i chciała wykreślić powieści Witolda Gombrowicza z listy lektur, prawicowa polityczka zauważyła gejowską propagandę w programie skierowanym do dzieci w wieku od roku do czterech lat.
Zauważyłam, że Tinky Winky ma damską torebkę, ale nie skojarzyłam, że jest chłopcem - powiedziała zaniepokojona. W pierwszej chwili pomyślałam, że ta torebka musi temu teletubisiowi przeszkadzać. Taki balast niepotrzebny. Później się dowiedziałam, że w tym może być jakiś ukryty homoseksualny podtekst.
Z podejrzeniami Sowińskiej zgodził się ojciec Rydzyk, który w trójkątnej antence doszukał się nie symbolu popularnego w Kościele, ale "symbolu geji".
Od kilku dni kwestia Teletubisiów znów wywołała falę komentarzy, tym razem na całym świecie. Na oficjalnym profilu twitterowym programu ogłoszono bowiem, że dziwni bohaterowie doczekali się... dzieci. I to od razu całej ósemki.
Internauci zachodzą w głowę, jak do tego doszło. Nie wiadomo też, czy miał w tym udział Tinky Winky. Płeć bohaterów i tak nie jest do końca jasna, a w programie dla najmłodszych nie robili niczego, co mogłoby choćby sugerować, że próbują się rozmnażać. Jednak do tego doszło i na ekranie pojawi się ośmioro stworków: Baa, Daa Daa, Duggle Dee, Mi-Mi, Nin, Ping, RuRu oraz Umby Pumby.
Każdy mini-tubiś ma zindywidualizowaną antenkę na głowie i jest innego koloru. W zasadzie to jest już cała tęcza. Boimy się, czego nowego doszuka się tu ojciec Rydzyk i jego koledzy z rządu.