Pod koniec 2015 roku były już mąż Marty Kaczyńskiej, Marcin Dubieniecki, został zatrzymany przez CBA pod zarzutem wyłudzenia 13 milionów złotych z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych i działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Wraz z nim wpadła jego partnerka i wspólniczka, Katarzyna M., była żona Artura Boruca, która aktualnie jest w ciąży z Dubienieckim.
Choć zarzuty ciążące na prawniku są poważne i grozi mu aż dziesięć lat więzienia, sąd nie przedłużył oskarżonemu pobytu w areszcie, gdyż stwierdził, że nie istnieje ryzyko mataczenia - w efekcie Dubieniecki może swobodnie poruszać się na wolności i wić gniazdko ze swoją nową żoną, której również grozi dekada za kratkami. Choć fakt, że oskarżony Marcin natychmiast po rozstaniu z Kaczyńską zaczął budować sobie nową rodzinę wydaje się dość zaskakujący, w rzeczywistości może być dobrze przemyślaną strategią. Obowiązki rodzicielskie i ustabilizowane życie rodzinne mogą być bowiem dla sądu okolicznością łagodzącą wymiar kary.
Cała sprawa wydaje się najbardziej negatywnie odbijać się na córkach Dubienieckiego ze związku z Kaczyńską. Akt oskarżenia trafi bowiem do sądu z początkiem roku szkolnego, co oznacza zwiększone zainteresowanie sprawą i samym Dubienieckim ze strony mediów. Z pewnością nie ułatwi to 10-letniej Martynie i 14-letniej Ewie relacji z rówieśnikami.
Aktualnie śledztwo jest w toku, a prokuratorzy jeżdżą specjalnie aż na Pomorze, gdzie przesłuchują parę podejrzanych. Takie rozwiązanie wymusiła na nich Modrzewska, która utrzymuje, że ze względu na ciążę nie może się intensywnie przemieszczać.
Nieoficjalnie mówiło się, że rozpatrywanie sprawy potrwa nawet trzy lub cztery lata, co oznacza że Dubieniecki może wieść w tym czasie w zasadzie zwyczajne życie. Zapewne dotąd był tym faktem zachwycony, jednak niebawem dobry humor może go opuścić. W sprawie pojawił się bowiem nowy materiał dowodowy, który może okazać się przełomowy dla śledztwa.
Chodzi o dokumenty, o których wydanie polska prokuratura wnioskowała już półtora roku temu. Dopiero teraz jednak strona cypryjska rozpatrzyła prośbę pozytywnie.
Śledczy z Republiki Cypru udostępnili dokumenty dotyczące prania brudnych pieniędzy w tamtejszych bankach. Jak przekazał dziennikarzom prokurator Włodzimierz Krzywicki, paczka jest obszerna, a znajdujące się w niej materiały aktualnie są tłumaczone i poddawane szczegółowej analizie.
Na zrealizowanie wniosku polskiej prokuratury Cypr potrzebował ponad półtora roku od przekazania prośby o dokumenty - potwierdził w rozmowie z Faktem rzecznik prokuratury w Krakowie.
Pozostaje mieć nadzieję, że polska prokuratura wykaże się nieco większym zaangażowaniem.