Relacja łącząca Antoniego Macierewicza z Bartłomiejem Misiewiczem od początku budzi wiele domysłów. 27-latek bez wykształcenia niemal z dnia na dzień stał się ulubieńcem ministra obrony i rzecznikiem MON oraz członkiem rady nadzorczej spółki Energa Ciepło Ostrołęka i Polskiej Grupy Zbrojeniowej - chociaż nie posiadał ukończonego kursu dla członków rad nadzorczych i skończonych studiów. "Misiek" szybko zachłysnął się nowymi przywilejami, z których korzystał z rozmachem, np. zajeżdżając rządową limuzyną BMW pod burger bary czy kluby, gdzie stawiał drogi alkohol nowo poznanym ludziom oraz obiecywał ważne stanowiska nieznajomym z palarni.
Przypomnijmy: Misiewicz balował w Białymstoku: "Z kieszeni WYCIĄGAŁ SETKĘ ZA SETKĄ, straszna wiocha…"
Dobra passa "Misia" w MON trwała w najlepsze, a prezes Kaczyński z początku przymykał oko na wizerunkowe straty, aż wyszło na jaw, że Antoni szykuje dla swego pupila nową posadę z pensją 50 tysięcy złotych miesięcznie. Wówczas cierpliwość Jarosława skończyła się i w ciągu dwóch dni pozbawił Bartłomieja wszystkiego: pracy w ZGP, członkostwa w partii i "reputacj", gdyż komisja, którą powołał prezes niemal natychmiast orzekła, że Misiewicz "nie ma kwalifikacji do pełnienia funkcji w sferze administracji publicznej, spółkach Skarbu Państwa czy innych sferach życia publicznego", a jego postawę oceniono "całkowicie negatywnie".
Od tamtej pory w ciągu zaledwie miesiąca Bartek zdążył nawiązać współpracę z Telewizją Republika i założyć własną firmę, która, jak sam zapowiedział "będzie realizowała się w segmencie doradztwa, bezpieczeństwa czy mediów". Choć kariera pulchnego Bartłomieja w Ministerstwie Obrony Narodowej dobiegła końca, nie zniknął sentyment Antoniego do jego osoby. W dowód wdzięczności za pełne oddanie postanowił uhonorować go wyjątkowym "prezentem".
Jak ujawnił Andrzej Rozenek, były polityk Ruchu Palikota i publicysta tygodnika Nie, dla Misiewicza wybito specjalne okolicznościowe medale – takie same, jakie dostają kolejni ministrowie obrony narodowej, a często również i wojskowi.
Swój medal, a nawet dwa - srebrny i złoty - miał minister Bogdan Klich. Podobnie w dwa rodzaje "coinów" poszedł generał Mieczysław Gocuł. Swój krążek ma też generał Anatol Wojtan - opisuje publicysta.
Teraz do tego zaszczytnego grona dołączył również Misiewicz. Wybity dla niego medal posiada na awersie biało-czerwoną flagę, godła czterech rodzajów sił zbrojnych i napis "Bartłomiej Misiewicz", zaś na rewersie figuruje orzeł i i pełna nazwa MON.
Resort tłumaczy się jednak, że to nie medal, a jedynie "okolicznościowa moneta".
Wbrew pojawiającym się opiniom nie jest to medal, a jedynie okolicznościowa moneta pamiątkowa, która zgodnie z tradycją stanowi formę osobistego podziękowania dla osoby obdarowanej - przekonują przedstawiciele MON w rozmowie z wPolityce.pl.
Jak podkreśla Rozenek, Macierewicz zarzucał swoim poprzednikom rozrzutność. Tymczasem sam zdążył już zamówić dla ministerstwa m.in. 1200 pluszowych misiów za 52 tysiące złotych, a teraz również i "monety". O komentarz w sprawie Nie poprosiło generała Stanisława Kozieja, który sam dotąd nie zasłużył najwidoczniej na "dowód osobistego podziękowania", bo podobnego medalu do dzisiaj nie ma.
Były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego odniósł się do sprawy krótko: "Wybijanie przez MON medali dla Misiewicza to infantylizm, zadufanie, ignorancja i brak słów".
Jak myślicie, co musiał zrobić Misiewicz, aby zasłużyć na aż tak wielkie uznanie Macierewicza?
**Sadurska drugim Misiewiczem? Publicyści nie dowierzają
**
