Kiedy okazało się, że Emmanuel Macron zwyciężył we francuskich wyborach prezydenckich, media na całym świecie analizowały krok po kroku jego karierę, a także życie prywatne. W centrum zainteresowania znalazła się oczywiście starsza o 25 lat Brigitte Trogneux, która była nauczycielką Macrona w szkole średniej. Według powszechnego mniemania i zasad kultu młodości media oczekują, by to ona ukrywała oznaki starzenia się, za wszelką cenę usiłując „dotrzymać kroku” młodemu mężowi.
Takiego zdania jest chociażby chirurg gwiazd i specjalista od wypełniania im wszystkiego, Krzysztof Gojdź: Gojdź o odmładzaniu się Brigitte Macron: "Pierwsza dama musi być reprezentacyjna. Zrobiła LIFTING, WYPEŁNIACZE i BOTOKS!"
Tymczasem okazuje się, to Emmanuel Macron przeznacza horrendalne kwoty na makijażystkę, która dba o jego wygląd przed każdym z wystąpień.
W czwartek francuski tygodnik Le Point poinformował o kosztach, jakie ponosi kraj za perfekcyjny wygląd prezydenta. Emmanuel Macron zapłacił za 100 dni pracy wizażystki niemal… 30 tysięcy euro.
Natacha M., makijażystka Macrona, z którą prezydent Francji współpracował jeszcze za podczas kampanii wyborczej, wystawiła dwie faktury opiewające łącznie na 26 tysięcy euro. Do tych dokumentów dotarła francuska prasa i natychmiast opublikowała je na łamach tygodnika.
Co ciekawe, poprzednia specjalistka od prezydenckiego wizerunku zarabiała jeszcze więcej. Zatrudniona na etat makijażystka Hollande'a, poprzednika Macrona, zarabiała miesięcznie 6 tysięcy euro do ręki. Jeżeli doliczyć do tego składki i podatek, kosztowała dużo więcej niż obecna wizażystka Macrona.
Ciekawe ile na makijaż wydaje miesięcznie Andrzej Duda?