Na początku roku Monika Jarosińska ogłosiła, że wykryto u niej tętniaka. Informacja mnie totalnie zmroziła. Płakałam cały dzień. Tętniak może pęknąć w każdej chwili, to taka bomba tykająca - wyznała w Dzień Dobry TVN.
Wtedy, jak sama ujawniła, przeszła duchową przemianę. Zrozumiała, jak cenne i kruche jest ludzkie życie, a także że trzeba cieszyć się każdym dniem i nie tracić czasu na rozpamiętywanie popełnionych błędów.
W międzyczasie Monika zdążyła się poszarpać z Dodą w warszawskim klubie Show. Podobno zaczęło się od życzeń długiej i bolesnej śmierci na raka, a skończyło - jak to u Dody często bywa - rękoczynami. Po ślubie z Robertem Korzeniewskim Monika ogłosiła, że nie może zajść w ciążę w sposób naturalny, po czym zachorowała na depresję.
Swoją drogą, ciekawe, czy Dorocie zrobiło się choć trochę głupio, gdy dowiedziała się, że życzenie śmierci omal się nie spełniło.
Monika miała sporo szczęścia, że lekarzom udało się zoperować tętniaka.
Trudne momenty zmieniają ludzi - wyznaje z perspektywy czasu w rozmowie z Twoim Imperium. Nie sugeruję, że każdy powinien przez to przejść, tylko twierdzę, że mnie bardzo zmienił ostatni rok.
No to całe szczęście, że potencjalnie śmiertelna choroba nie jest jednak kluczem do szczęścia. Chociaż Jarosińskiej znacząco pomogła w odkryciu, co jest w życiu naprawdę ważne.
Cieszę się z tego, że kupiłam wyciskarkę do warzyw - ujawnia Monika. Radość sprawia mi też kupowanie kwiatów na balkon. Po takiej okropnej traumie, jaka mnie dotknęła, nauczyłam się pochylać nad każdym drobiazgiem. To jest cudowne.