26 sierpnia 2017 roku po sześciu latach walki z nowotworem płuc zmarł Grzegorz Miecugow. Dziennikarz i prowadzący Szkło kontaktowe o swojej chorobie dowiedział się w lipcu 2011 roku. Do lekarza poszedł zaniepokojony chronicznym zmęczeniem i kaszlem, w którym znalazł krew. Po wykonaniu gruntownych badań usłyszał dramatyczną diagnozę.
Ja nie byłem gotowy, żeby to przyjąć do wiadomości, że być może jesienią będzie po wszystkim. Miałem po prostu ciągle nadzieję. Przestraszony, ale z wiarą, że to się dobrze skończy. Nie miałem zwierzęcego strachu, byłem pełen nadziei. Ciągle. Paliłem - przyznawał kilka lat temu w wywiadzie dla Gali.
Wkrótce okazało się jednak, że przy zmianie stylu życia dziennikarz ma szansę skutecznie walczyć z nowotworem.
Trafiłem do przedpokoju piekła... Potem był wynik: nie jest to rak złośliwy. Ja się rozpłakałem. Okazało się, że wystarczy nie palić trzy miesiące i on znika. To był śmieć we mnie. Przez całe te trzy miesiące niepalenia zrozumiałem, że on żywi się dymem. I wiem, że więcej nie nakarmię tego drania - obiecywał sobie Grzegorz i dotrzymał słowa - zmienił niemal wszystkie swoje nawyki. Rzucił palenie, zwolnił tempo życia, zaczął chodzić na spacery i znalazł sobie nowe hobby - Scrabble. Nauczył się żyć z "pasażerem na gapę", jak nazywał nowotwór. Od początku też zastanawiał się nad kwestią śmierci i sensu istnienia.
Cudem jest to, że świat istnieje. I to, że - nie wiadomo jeszcze jak - z materii nieożywionej pojawiła się materia żywa. A ja jestem gdzieś na końcu tego procesu. I umiem to docenić - przekonywał dziennikarz i zaznaczał, że ma jeszcze w życiu wiele do zrobienia.
Jeszcze nie teraz, bo sporo prywatnych spraw do wyprostowania. Jeszcze nie teraz, bo... jest ciekawość. No i zaczyna się myślenie: co ja właściwie po sobie zostawiam? Nagle okazuje się, że w zasadzie nic nie mam - podsumował wówczas dziennikarz.
Jak pisze w ostatnim wydaniu Newsweek, kilka miesięcy po wykryciu choroby Grzegorz w rozmowie z Violettą Ozminkowski przyznał, że zastanawia się, czy zostanie po nim jakiś ślad, "czy ktoś będzie wracał do tego, co mówił?".
Gazeta przytacza też wypowiedzi znajomych dziennikarza na temat ostatnich dni jego życia. Nowe światło na bezpośrednią przyczynę śmierci Miecugowa rzuca jego redakcyjny kolega, Tomasz Sianecki.
Dzień przed śmiercią zadzwonił do Krzyśka Daukszkiewicza, żeby dogadać sprawy dyżurów w "Szkle". Krzysiek był przerażony, bo bardzo źle brzmiał - wspomina Sianecki. Ubłagał go, żeby poszedł na ostry dyżur. Poszedł, ale zmarł kilka godzin po skierowaniu na oddział. Prawdopodobnie na sepsę.
Grzegorz Miecugow zmarł w warszawskim szpitalu w wieku 61 lat. Pozostawił w żałobie żonę Joannę i syna Krzysztofa.