Minęły dwa lata odkąd Beata Kozidrak zakończyła swoje 35-letnie małżeństwo z Andrzejem Pietrasem, który kierował jej życiem i karierą od matury. Można było przewidzieć, że to się tak skończy. Rok wcześniej piosenkarka wyprowadziła się z ich wspólnej rezydencji pod Lublinem i zamieszkała w Warszawie u córki. Z czasem kupiła własną willę na obrzeżach miasta. Oficjalnym powodem było uzyskanie swobody twórczej przy nagrywaniu nowej solowej płyty. Pietras bowiem był przekonany, że wie lepiej, jak powinna ona brzmieć i narzucał żonie swoje opinie. Kiedy wyprowadziła się z domu, zapowiedział jej, że wróci do niego z płaczem.Tak się jednak nie stało, a płyta B3 okazała się wielkim sukcesem.
Z czasem Kozidrak zwolniła męża ze stanowiska jej menedżera i odcięła od prowizji.
Pietras źle to zniósł. A jeszcze gorzej mama Beaty, która podobno uwielbia "Andrzejka" i nie mogła zrozumieć, dlaczego Beacie nagle zaczęły przeszkadzać jego skoki w bok i upodobanie do alkoholu. To ponoć ona nakłoniła córkę do tego, by na swojego nowego menedżera wybrała bliskiego przyjaciela byłego męża. Zobacz: Matka Kozidrak obraziła się na Beatę za rozwód. "Uważa, że winę ponosi jej córka"
Ten zaś, na prośbę Pietrasa, ograniczył liczbę koncertów Beaty do... trzech na kwartał.
Kozidrak ma do końca roku zarezerwowane tylko trzy małe prywatne koncerty - potwierdza w Fakcie osoba z otoczenia piosenkarki. W innych okolicznościach już miałaby zaplanowaną jesienną trasę.
W ten sposób, trzy lata od separacji i dwa po rozwodzie, piosenkarka wróciła do punku wyjścia. Jej były mąż znów rządzi jej karierą i uznał, że ważniejsza od solowych sukcesów żony jest zaplanowana na przyszły rok trasa koncertowa Bajmu, którego wciąż jest menedżerem.
Andrzej chce, by ludzie stęsknili się za Beatą. Uważa, że wtedy frekwencja na jubileuszowych koncertach będzie większa - ujawnia informator tabloidu. Na spokojnie dopina z Andrzejem ostatnie szczegóły jubileuszu. Ta przerwa od wywiadów i wyjść publicznych dobrze jej robi.
On za to na pewno stęsknił się za pieniędzmi...