Tegoroczny festiwal w Opolu z pewnością przejdzie do historii telewizji z wielu powodów. Pierwszą szansę na zapisanie się na kartach historii miał już w maju, gdy istniało poważne zagrożenie, że w ogóle się nie odbędzie. Patrząc na to, co w miniony weekend zaserwowała telewizja publiczna, może szkoda, że faktycznie do niego doszło.
Przypomnijmy: Miny Jana Pietrzaka na benefisie w Opolu... (ZDJĘCIA)
Najciekawsze rewelacje dotyczą jednak Jacka Kurskiego, który po tym, co opisuje środowe wydanie Faktu, faktycznie ma szansę przejść do historii. Niestety, w mało chwalebnej roli, bo tabloid z lubością opisuje, że Kurski w drodze z festiwalu miał wypadek samochodowy i... uciekł do lasu.
Do zdarzenia doszło w poniedziałek około 14:00, gdy prezes TVP wracał z Opola do Warszawy. Samochód z Kurskim kierowany przez jego prywatnego szofera zatrzymał się na poboczu drogi nr 45 (Opole-Kluczbork) na wysokości miejscowości Bierdzany.
Kierowca prezesa chciał zawrócić, ale nie włączył kierunkowskazu i uderzył w prawidłowo wymijający limuzynę samochód osobowy marki opel astra - relacjonuje informator Faktu.
Samochód wpadł do rowu. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Trudno zresztą, by prezes Kurski odniósł jakiekolwiek obrażenia, bo, jak z satysfakcją donosi Fakt, "chwilę po zderzeniu wybiegł z auta i... uciekł do lasu".
Co tam robił? "Fakt" ustalił, że prezes nie chciał, by go rozpoznano. "Kurski między drzewami skrył się i obserwował drogę. Czekał na drugi samochód, który nadjechał po kilkunastu minutach. Na miejscu wypadku został jego kierowca, ten który kierował służbowym samochodem" - mówi nam nasz informator - czytamy.
Niestety, prezes TVP nie komentuje rewelacji Faktu.
Sprawa zakończyła się mandatem dla kierowcy Kurskiego, który jednak nie przyjął kary. Sporządzono więc wniosek sądowy.
**Kurski przekonuje: "Oglądalność opolskiego festiwalu pobiła wszelkie rekordy"
**