Półtora roku temu u Ani Wyszkoni zdiagnozowano nowotwór tarczycy. Artystka zmuszona była odwołać wszystkie zaplanowane na wiosnę koncerty. Na szczęście piosenkarka pokonała chorobę, nie straciła też głosu i szybko wróciła do występowania.
Festiwal w Opolu przyciągnął chyba wszystkie "plagi egipskie". Oprócz odmawiających artystów, znikomej frekwencji, żałosnego zatrudniania statystów do odgrywania roli widowni, playback największych "gwiazd" i zarzuty faworyzowania laureatów konkursu Premiery, miała miejsce smutna przemowa, którą Wyszkoni wygłosiła podczas festiwalu, ponieważ... "udzielił jej się płaczący nastrój":
Kochani, dziękuję za gorące, mimo nieprzychylnej aury, przyjęcie w Opolu. Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i otuchy, jakie od Was otrzymałam po występie i otrzymuję do tej pory. Jest mi niezmiernie miło i jestem wzruszona, pragnę Was jednak uspokoić, że jakkolwiek dramatycznie zabrzmiały moje słowa, nie dzieje się ze mną nic niepokojącego - napisała na Instagramie Wyszkoni dwa dni po tym, jak mąż i menadżer, Maciej Durczak, dementował podejrzenia o nawrót choroby. Udzielił mi się płaczący nastrój zalanego deszczem Amfiteatru w Opolu i przygniotła perspektywa kilkudniowego pobytu w szpitalu na badaniach kontrolnych. Tylko tyle. I aż tyle, bo to oczywiście żadna przyjemność, jednak zapewniam Was, że ciągle jestem tu nowa i wracam do Was już za kilka dni. I jedziemy dalej!
Nam też byłoby przykro śpiewać do pustego amfiteatru. Na szczęście Jacek nadal jest optymistą: Kurski znów zaklina rzeczywistość: "Opole to pod względem artystycznym wielki triumf kobiet!"
**Ania Wyszkoni o swojej walce z rakiem
**