W niedzielę późnym wieczorem w Las Vegas doszło do tragedii, w wyniku której zginęło 50 osób, a 406 zostało rannych. Uzbrojony terrorysta wtargnął na koncert, na którym bawiło się około 40 tysięcy ludzi i otworzył ogień. Początkowo uczestnicy myśleli, że odpalono fajerwerki, jednak po chwili rozległy się dźwięki strzałów i wybuchła panika. Strzelanina już została uznana za najbardziej krwawą masakrę z użyciem broni palnej w historii Stanów Zjednoczonych. Jak zaznacza policja, bilans ofiar może jeszcze wzrosnąć. Szeryf dodaje, że sprawca, Stephen Paddock był mieszkańcem Las Vegas. Mężczyzna wynajął pokój na 32. piętrze hotelu, w pobliżu miejsca, gdzie pod gołym niebem odbywała się impreza country. W jego pokoju znaleziono kilkanaście sztuk broni.
Do zamachu przyznało się tzw. Państwo Islamskie, jednak FBI wydało oświadczenie, w którym twierdzi, ze nie ma dowodów na to, że zamachowiec miał powiązania z "jakąkolwiek zagraniczną grupą terrorystyczną". Media podają zaś, że 64-latek był "żołnierzem Państwa Islamskiego", zwerbowanym kilka miesięcy temu.
W 2015 roku ISIS opublikowało wezwanie do "samotnych wilków", którzy mieli za pomocą wszelkich dostępnych środków dokonywać ataków terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych. Wskazywano wówczas właśnie Las Vegas jako jeden z priorytetowych celów ataku. Nieoficjalnie mówi się, że wezwanie to zostało powtórzone w ostatnich tygodniach.
Po dokonaniu zamachu, mężczyzna popełnił samobójstwo.
**"17 Jednostka". Tak działają elitarne izraelskie służby
**