Justin Bieber w specyficzny sposób postanowił zerwać z wizerunkiem grzecznej, dziecięcej gwiazdy. Wokalista w pewnym momencie bardziej niż ze swojej muzyki znany był z wiecznych konfliktów z prawem i plotek o swoim trudnym, nieprzewidywalnym zachowaniu.
Poza konfliktami z paparazzimi i krótkimi pobytami w areszcie za różne drobne przewinienia, "męski i dorosły" Bieber dał się też poznać jako wyjątkowo trudny... sąsiad. Mieszkańcy luksusowych części Los Angeles i Nowego Jorku, w ktorych wynajmował domy i apartamenty porywczy gwiazdor, skarżyli się na dobiegające przez całą noc hałasy i niekończące się imprezy.
Na początku roku właściciele rezydencji, za którą Bieber płacił ponoć aż 80 tysięcy miesięcznie, poskarżyli się w mediach, że dom po jego wyprowadzce musiał zostać poddany gruntownemu remontowi i dezynfekcji, by usunąć odor alkoholu, moczu i marihuany.
Nic więc dziwnego, że Justin ma teraz spory problem ze znalezieniem nowego miejsca do zamieszkania. Jak donosi Page Six, chociaż wokalista gotowy jest wydawać na rezydencję nawet 100 tysięcy dolarów miesięcznie, to nikt nie chce mu wynająć żadnego domu!
Justin i jego ekipa mają w Beverly Hills tragiczną reputację - zdradził informator tabloidu. Zasłynęli z niszczenia wynajmowanych domów i wykręcania się od płacenia za koszty remontu. Justin uważa, że jest jeszcze za młody na kupno własnego domu, bo ciągle jest w rozjazdach. Teraz musi więc mieszkać w hotelach, których goście przecierają oczy ze zdumienia, widząc, jak w klapkach i dresach je samotnie śniadanie w hotelowj restauracji.
**Bieber obrażony na fanów. Rzucił mikrofonem
**