Kinga Rusin udzieliła właśnie bardzo szczerego i intymnego wywiadu magazynowi Viva, dzięki któremu znalazła się na jego okładce. Rozmowa została zobrazowana pięknymi zdjęciami uśmiechniętej i zadowolonej dziennikarki, która pozuje z psem swojej córki, w pozycji leżącej na kanapie, a także siedząc na biurku w czarnym kombinezonie z wzrokiem skierowanym w dal.
Rusin niejednokrotnie za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych głośno mówiła o swoich poglądach i z aprobatą wyrażała się o konieczności przyjmowania uchodźców do Polski, co kończyło się zagorzałą dyskusją i często przykrymi słowami kierowanymi w jej stronę. Zapytana o to, czy nie boi się, że utożsamianie się z poglądami opozycji i zaangazowanie w politykę zaszkodzi jej karierze, odpowiedziała dość ostro:
Nie jestem podstawką pod mikrofon. Nie wynajęto mnie, żebym stała i się uśmiechała. Moi szefowie wiedzą jakie mam poglądy i się z nimi nie kryję. Nagle mam się zamknąć? - zapytała.
Dziennikarz postanowił kontynuować wątek i zaznaczył, że publiczne wygłaszanie swoich poglądów przy posiadaniu tak szerokiego grona odbiorców to nie lada wyzwanie i oznaka wielkiej odwagi. Kinga przyznała mu rację i zdradziła źródło swojej siły. Oczywiście wywiad w Vivie nie byłby kompletny, gdyby dotyczył tylko polityki, bo pozowanie z psem na kanapie znacznie bardziej pasuje do prywatnych zwierzeń. Kinga szybko przeszła więc do właściwego wątku rodzinnych perypetii:
Przerażające, ale dużo ludzi boi się mówić co myśli, ja tak nie potrafię. (...) Cieszę się, że udało mi się wciągnąć w to Anję Rubik. Pokazuje, że można być w świecie mody i nie podniecać się jedynie lakierem do paznokci - chwaliła supermodelkę. Kobiety w mojej rodzinie musiały radzić sobie z trudną rzeczywistością. Matka mojego ojca była zakonnicą. W Grodnie pracowała w szpitalu, była w nowicjacie absolutnie oddana Bogu. Gdy w czasie wojny przyszly bolszewicy, zapanował okrutny głód i potworne okrucieństwo. Tym nowicjatkom powiedziano, że jeżeli jakiś mężczyzna otoczy je opieką i ochroni, to powinny wyjść za mąż. Małżeństwo moich dziadków nie było z miłości, bardziej z rosądku - zwierzyła się.
Moja babcia z tego co pamiętam, bo nie miałam po rozwodzie rodziców z nią dużego kontaktu, była osobą uśmiechniętą, totalnie pogodzoną z ciężkim losem. Rodzinę przesiedlono do Ełku. Ojciec miał osiem lat, poszedł do szkoły, w klasie byli przesiedleńcy i dorośli mężczyźni po wojsku. Musiał nauczyć się palić i być twardy, żeby przeżyć. Później skończył studia i został dyrekterom w wielu państwowych firmach.
Kinga skromnie przyznała, że odziedziczyła po ojcu charakter i choć wychowywała ją matka, to ojciec wywarł na niej mocne piętno.
Faktycznie ją podziwiacie?
**Kossakowski o Rusin: "Ona chyba mnie lubi. Jest wzorem profesjonalizmu"
**