Grażyna Szapołowska, odkąd Jan Englert wyrzucił ją w Teatru Narodowego za udział w Bitwie na głosy, nie może narzekać na przepracowanie. Branża aktorska ciągle nie może wybaczyć jej tego, że zamiast zamieść sprawę pod dywan, pozwała Englerta do sądu i ujawniła, jak faworyzuje swoją żonę, Beatę Ścibakównę. Szapcia wyznała, że gdy Beata brała udział w programie Gwiazdy tańczą na lodzie, Englert zmieniał grafik całego teatru, żeby miała czas na treningi.
Środowisko aktorskie, które bardzo nie lubi, gdy wychodzi na jaw panujące w nim kumoterstwo, śmiertelnie się na Grażynę obraziło. Od tamtej pory rzadko dostaje role. W tym roku zagrała tylko w trzeciej części Listów do M. oraz w bezlitośnie zjechanym przez krytyków Botoksie.
Resztę czasu spędziła przeważnie nad morzem, w ukochanej Juracie, gdzie wiele lat temu kupiła apartament.
Spędziła tam większość ostatniego lata, dając się przyłapać na flircie z mężczyzną, którym nie był Eryk Stępniewski. Aktorka broniła się potem, tłumacząc, że rozmawiali wtedy o psach.
Ostatnio, po premierze Botoksu również wybrała się nad Bałtyk i, chociaż jest już październik, ciągle się w nim kąpie.
Kocham kąpać się w lodowatych jeziorach czy morzu - wyznaje w Fakcie. W październiku i listopadzie wybieram lodowaty Bałtyk. Omijam baseny i jeśli tylko jest to możliwe, korzystam z uroków natury. To jest mój sposób na zatrzymanie czasu. To bardzo hartuje ciało i zamraża piękno oraz seksapil, o który ludzie lubią mnie pytać. Poza tym nie trzeba chodzić do lekarzy, bo jest się zdrowym jak ryba.
Grażyna zresztą nie przepada za medykami odkąd jeden z nich zaproponował jej operację ginekologiczną. Na szczęście Szapołowska uciekła spod skalpela w ostatnim momencie: Szapołowska też próbuje bronić "Botoksu" i opowiada o doświadczeniach w szpitalu: "Lekarka MOGŁA MNIE ZABIĆ!"
_
_
_
_