Ilona Łepkowska nie bez powodu nazywana jest "królową seriali". Klan, Na dobre i na złe, M jak miłość czy Barwy szczęścia to tylko niektóre z tytułów, za których sukces odpowiada. Łepkowska wydaje się być jedną z niewielu osób, które trzeźwym okiem są w stanie ocenić sytuację polityczną w Polsce, bez naciągania linki w lewą lub w prawą stronę. Scenarzystka otwarcie skrytykowała decyzję Natalii Przybysz o dokonaniu aborcji, jednocześnie krytykując rząd za brak dofinansowania zapłodnień typu in vitro.
W rozmowie z Gazetą Wyborczą, scenarzystka postanowiła poruszyć problem "współczesnej propagandy", w której rozpowszechnianiu przodują dwie stacje: TVP i TVN.
Oglądając "Fakty" i "Wiadomości", ogląda się dwa różne kraje. W jednej stacji o czymś się mówi, w drugiej się nie mówi. I odwrotnie. I jedna, i druga jest stacją propagandową - zaczęła. To jest taki rodzaj propagandy, której nie jestem w stanie oglądać - beznadziejnie, po chamsku, grubo robionej, i do tego głupio. W TVN też widać sympatie polityczne, ale tam jest to robione delikatniej, kulturalniej i bardziej elegancko. Najlepiej oglądać "Wydarzenia" w Polsacie, bo "Fakty" to też nie jest obiektywny program.
Łepkowska próbowała wytłumaczyć pobudki, którymi kierowali się wyborcy PiS i źródło porażki PO:
Kompletny brak kontaktu z dużą częścią Polski, brak odpowiedzi na jej potrzeby to był i jest problem PO. Niedawno przeczytałam na Facebooku wpis Magdaleny Środy, że dotąd nie znała żadnej osoby, która głosowała na PiS, a teraz poznała i to jest antysemita, i ogólnie jakiś potwór. - mówiła oburzona. A głosowali na PiS na przykład dlatego, że ludzie pracowali po kilkanaście godzin dziennie, a i tak im do pierwszego nie starczało. I władza tego nie widziała. A czasem mówiła, że idiota pracuje za dziesięć tysięcy miesięcznie.
A teraz ci ludzie dostali 500 zł na dziecko. Oczywiście pomysł 500 plus jest populistyczny, ale też niezwykle nośny. To jest konkret, pięć stów w kieszeni co miesiąc. To odpowiada na społeczną potrzebę.
Dziennikarka próbowała sprowokować Łepkowską, mówiąc, że rząd postanowił kupić głosy biedniejszej części społeczeństwa dając im 500zł za nic:
O nie! To nie jest za nic. To jest za to, że wychowujesz obywatela tego kraju
Dalej pisarka przyznała, że niejednokrotnie zastanawiała się, czy nie wyjść na ulicę w akcie protestu przeciwko miesięcznicom, które są "manifestacjami politycznymi Kaczyńskiego". Zrezygnowała jednak z tego, ponieważ zauważyła, że dla części Polaków te spotkania i modlitwy są bardzo ważne:
Kaczyński daje części Polaków, głęboko wierzących, starszych, ubogich, z prowincji, długi czas wykluczonych, coś, czego potrzebują - poczucie wspólnoty. Wcześniej słyszeli o sobie: "ciemnogród", "mohery". To był język szyderstwa. Oni poszli głosować, bo PiS im obiecał, że dokona zmiany. A duża część potencjalnego elektoratu PO ma w dupie poczucie obywatelskiego obowiązku. Co z tego, że w niedzielę wyborczą nie zdąży się do lokalu, bo się za późno wróciło z Mazur albo poleciało się do Amsterdamu troszkę popalić trawki? Głosowanie? Nic ważnego. Nie myśleli, co się może zdarzyć, jak nie pójdą na wybory. No i się zdarzyło.
Na sam koniec przyznaje, że obecnie PiS jest jedynym pretendentem do wygrania kolejnych wyborów, ponieważ nie ma z kim przegrać. Wystarczyło kilka oskarżeń wytoczonych w stronę Kijowskiego, aby upadł KOD. Wśród opozycji nie ma według niej lidera, który poprowadziłby lud.
Zgadzacie się z nią?
**Ilona Łepkowska o Azja Express. Pokochała jednego z gwiazdorów!
**