Radek Majdan i Piotr Świerczewski uznali, że najlepszą obroną jest atak i postanowili... oskarżyć policjantów, których podobno pobili. Złożyli przeciwko nim doniesienie do prokuratury za "nieuzasadnione użycie siły".
Grupa młodych ludzi zachowywała się głośno i w tej sprawie wezwano do interwencji policję. Być może moim błędem było to, że podszedłem do tych młodych ludzi - tłumaczy się Świerczewski. Gdy przyjechała policja, doszło do wymiany zdań. Jeden policjant nie wytrzymał ciśnienia. Ruszyli do mnie, chcieli mnie skuć. Zostałem obezwładniony gazem, skopany i pobity. Gazem posługiwali się tak, jak by to był dezodorant pod pachę. Gdyby nie Radek i Jarek, mogłoby mi się stać coś złego.
Piotrek twierdzi, że absolutnie nie zawinił i nie groził policjantom śmiercią:
Byłem w krótkich spodenkach i klapkach. Co mogłem zrobić policjantowi? Pałkę wyrwać? Nikogo też nie obraziłem. Czy słowa piękny kawalerze są obraźliwe? Zarzut, że złamałem komuś palec, to kompletna bzdura.
Obaj twierdzą, że policja celowo nie przesłuchała świadków zdarzenia, którzy podobno chcieli złożyć oczyszczające ich zeznania.
Prezes Polonii Warszawa Grzegorz Ślak uważa, że z tego powodu Radek i Piotrek zasługują na kolejną szansę:
Mamy dwie sprzeczne wersje zdarzenia - tłumaczy decyzję o nie zawieszaniu ich. Trzeba uczciwie powiedzieć, że sprawa szybko się nie wyjaśni. Może się wyjaśnić za rok. Zawieszenie na rok dla nich, a zwłaszcza dla Piotra Świerczewskiego, to praktycznie koniec kariery. Dlatego nie można dla taniej popularności karać ich zawieszeniem. Będą ukarani finansowo za picie alkoholu.
Nie ujawnił wysokości kary. Wiadomo jedynie, że będzie proporcjonalna do wysokości ich zarobków.