Marcin Dubieniecki, wówczas jeszcze mąż Marty Kaczyńskiej, dwa lata temu został zatrzymany przez CBA pod zarzutem wyłudzenia 13 milionów złotych z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych, prania pieniędzy w rajach podatkowych i działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Spędził w areszcie 14 miesięcy. W tym czasie jego tata, mecenas Marek Dubieniecki żalił się w tabloidach, że prokuratura i sąd znęcają się nad jego synem, nie chcąc go puścić do szpitala na leczenie kręgosłupa. W październiku zeszłego roku sąd nagle uznał, że nie istnieje już obawa, że Marcin będzie mataczył w śledztwie i postanowił puścić go do domu za poręczeniem w wysokości trzech milionów złotych.
Dubieniecki, gdy tylko wyszedł z aresztu, poczuł się na tyle dobrze, by od razu zasiąść za kierownicą swojego sportowego Porsche. Marcin ma takie dwa. Wprawdzie po aresztowaniu prokuratura przejęła jego majątek, ustanawiając hipoteki na jego siedmiu nieruchomościach oraz deponując należące do niego osiem luksusowych zegarków oraz pieniądze w Narodowym Banku Polskim, jednak samochody trafiły pod opiekę ojca Marcina. Śledczy wprawdzie chcieli, by auta stały w garażu, jednak Marcin nie przejął się ich zaleceniami i korzystał z samochodów jak gdyby nigdy nic.
Z czasem jednak prokuratura straciła cierpliwość. Rzecznik Prokuratury Regionalnej w Krakowie, Włodzimierz Krzywicki, którego Dubieniecki oskarżył ostatnio o posiadanie "zapijaczonej mordy", zapowiedział skonfiskowanie Marcinowi jego ulubionych zabawek.
Podjęliśmy decyzję o odebraniu samochodów marki Porsche i ich sprzedaży - potwierdza w Super Expressie. Kwestie te reguluje Kodeks postępowania karnego, który mówi m.in., że przedmioty ulegające szybkiemu zniszczeniu lub takie, których przechowywanie byłoby połączone z niewspółmiernymi kosztami lub nadmiernymi trudnościami, albo powodowałoby znaczne obniżenie wartości rzeczy, można sprzedać bez przetargu.
Jak sądzicie, czy Marcin przesiądzie się teraz na komunikację miejską?
_
_