Po wielu próbach odwyku i eksperymentalnych terapiach Amy Winehouse nadal ćpa. Ani chore płuca, ani osobisty opiekun nie są w stanie powstrzymać jej przed braniem narkotyków. Po chwilowej poprawie sytuacja ponownie wymknęła się spod kontroli. Gwiazda całymi dniami przesiaduje w domu, gdzie znajomi dostarczają jej kolejne działki kokainy. Jeśli wychodzi, to tylko po to, aby się "zabawić". No właśnie, czy można to jeszcze nazwać zabawą?
We wtorek Winehouse wytaczała się z ulubionego nocnego klubu, trzymając w ręce jedną ze swoich ulubionych potarganych baletek. Podeszła do niej fanka i poprosiła o autograf. Amy w odpowiedzi... zdzieliła ją butem po twarzy, wrzeszcząc:
Wypi***alaj, ku*wa z mojej głowy!
Następnie zaczęła wydzierać się na zebranych dziennikarzy i grozić, że im też za chwilę przyłoży.
Świadkowie zeznali, że kobieta, która zagadała do piosenkarki, zachowywała się bardzo spokojnie i uprzejmie. Zapytała nawet o zdrowie Amy! Winehouse nie po raz pierwszy pobiła swojego wielbiciela. Brawo! Jeszcze parę takich historii, a już nikt nie będzie przejmował się jej losem.