Od kilku tygodni media żyją skandalem wokół Harveya Weinsteina, słynnego producenta, który przez lata w specyficzny sposób przeprowadzał "castingi" do filmów. Odbywały się one przeważnie w jego pokoju hotelowym, a w ich trakcie Weinstein kazał m.in. robić sobie masaże i oglądać się nago. Niektóre ofiary producenta, które po latach zdecydowały się przerwać zmowę milczenia twierdzą wprost, że zostały przez Weinsteina zgwałcone.
Zobacz: Kolejna aktorka oskarża Weinsteina o GWAŁT! "Leżałam tam z obrzydzeniem. Nie założył prezerwatywy"
Afera wywołała społeczną dyskusję na temat przemocy seksualnej. W Internecie zainicjowano akcję #MeToo, w ramach której molestowane kobiety dzielą się własnymi przeżyciami. Wiele z nich po raz pierwszy w życiu zdecydowało się powiedzieć o traumie, jakiej doznały.
Pojawiają się jednak głosy, że część kobiet "podpina się" pod akcję, bo bycie poszkodowaną na tle seksualnym stało się ostatnio "trendy". Tak uważa m.in. blogerka o pseudonimie Fit Matka Wariatka, która w odważnym wpisie na Facebooku krytykuje m.in. hipokryzję ofiar Herveya. Jej zdaniem aktorki, które szły na "casting" do pokoju hotelowego musiały wiedzieć, na co się piszą.
Gdzie nie spojrzę, wszystkie byłyśmy molestowane. Trzy czwarte moich koleżanek z fb wrzuca #metoo. Ok, ale co z tego wynika? Nic. Kompletne zero. (...) Czy molestowanie zostało zgłoszone? Czy jedna z drugą coś z tym zrobiła? W jednym procencie tak, reszta wrzuca jedynie hashtag, bo im się właśnie przypomniało - pisze blogerka. Mnie, kobietę, głupota innych kobiet przeraża. Jesteś molestowana? Na co czekasz? Na oklaski? Na to, aż przyjdzie według Ciebie odpowiedni moment na wyjawienie tajemnicy? Na czas, kiedy Tobie będzie pasowało? No chyba tak! Ja, będąc kobietą i starając się wspierać nasz "gatunek", powoli już rzygam tymi opowieściami w stylu: "On mnie zgwałcił, 20 lat temu, jak poszłam do niego do pokoju hotelowego na rozmowę." (...) Opowieści z du*y, biorąc pod uwagę, że wszystkie te kobiety korzystały z tego, że "dały du*y" - przepraszam za wyrażenie, ale trzeba nazwać fakty po imieniu - do momentu, do kiedy im pasowało. Jak okazało się, że stręczyciel jest niepotrzebny, to i przeszkadzać zaczęło.
Zdaniem Fit Matki, kobiety, które po latach "przypominają sobie", że kiedyś zostały wykorzystane, ale do tej pory nic z tym nie zrobiły nie mogą być nazywane ofiarami.
Wybacz, ale jeśli kobieta pozuje do zdjęć, przez lata, uśmiechnięta, uwieszona na ramieniu swojego oprawcy, przy każdej możliwej okazji to albo jest kretynką, albo nagle robi z siebie ofiarę. Bo lepiej być ofiarą niż zwyczajną ku*wą, która godzi się na pewne zachowania, z premedytacją. I nie, nie bronię tych (tfu!) sku*wieli, którzy z tego korzystali. Nie! Zwracam jednak uwagę na fakt, że każda z nas ma wybór! Chcesz otrzymać rolę w filmie i na casting idziesz do pokoju hotelowego bądź domu producenta? To, sorry, ale wiesz, po co tam idziesz! Bądźmy dorosłe! Weź za siebie odpowiedzialność i nie rób z siebie ofiary, bo nią nie jesteś! - apeluje.
Następnie blogerka przedstawia własną definicję ofiary napaści seksualnej.
Ofiarą jest kobieta, która została zaskoczona, napadnięta, zgwałcona i zdruzgotano jej psychikę oraz życie! Ona jest ofiarą! Wstydem jest porównywać te sytuacje. Wstydem!
Wpis Fit Matki ostro skrytykowała administratorka profilu Seksizmu naszego powszedniego, która uważa, że słowa blogerki mogą zaszkodzić ofiarom molestowania i sprawić, że jeszcze bardziej zamkną się w sobie.
Ktoś nam podrzucił linka do wpisu Fit Matki Wariatki. Wpisu, w którym osoba kompletnie nierozumiejąca psychologicznych i socjologicznych aspektów problemu, wylewa cysternę g*wna na ofiary przemocy seksualnej... Szydzi z kobiet wychodzących po latach do świata ze swoimi historiami w sposób jasno dowodzący, że pojęcia nie ma, jak się czuje ofiara przemocy seksualnej. Że właśnie takie zachowania i takie komentarze powstrzymują ofiary przed zgłaszaniem takich incydentów - oburza się adminka.
Dalej autorka wpisu odpowiada na argumenty Fit Matki przedstawiając przykłady konkretnych sytuacji.
Czyli, jeżeli dobrze rozumiem, jeżeli poproszę szefa o podwyżkę, a on mi mówi, że spoko, pogadamy o tym, ale nie teraz, bo on ma spotkania do siedemnastej, więc możemy o tym pogadać po siedemnastej, i jeżeli ja zostanę po godzinach, żeby z nim o tej podwyżce pogadać, a on mnie zgwałci, to to jednak nie był gwałt? Albo jeżeli staram się o prace w jakiejś firmie w innym mieście, i tak się składa, że akurat szef tej firmy przyjeżdża do miasta w którym mieszkam, i proponuje spotkanie w celu omówienia warunków zatrudnienia, i ja się z nim spotykam w restauracji hotelowej, a potem żeby pogadać w spokoju idziemy do jego apartamentu, w którym on się na mnie rzuca, to to też nie jest gwałt i jestem sama sobie winna? A czy gdybym była facetem i w obu tych sytuacjach zostałabym pobita i okradziona, to też byłabym sama sobie winna? - pyta kobieta. _Czy może po prostu chodzi o to, że z**daniem niektórych kopulacja to jedyne, co mężczyzna może robić z kobietą w odosobnieniu?**_
Administratorka przypomina też, że nie trzeba być "zaskoczonym" żeby doszło do gwałtu.
Co to w ogóle znaczy, że "ofiarą jest kobieta, która została zaskoczona i napadnięta"? Czyli te wszystkie, które nie miały szansy doznać zaskoczenia i napaści, bo były otumanione GHB, nie mogą powiedzieć, że je zgwałcono? Te wszystkie żony, zmuszane przez mężów do seksu wbrew woli, ale niebroniące się i uważające, że nie mają innego wyjścia, też nie są ofiarami gwałtu? A zastraszone pracownice, wykorzystywane seksualnie przez przełożonych, bojące się stracić pracę i zostać bez środków do życia, one też nie są ofiarami? Przemoc ma wiele twarzy. A w gwałcie chodzi właśnie o przemoc, o władzę, o wykorzystanie niemocy i zależności ofiary. Nie trzeba tej ofiary napaść i pobić, można ją zastraszyć czy obezwładnić na mnóstwo innych sposobów - podsumowuje autorka.
**Olejnik krytycznie o #Metoo: "Nie szalejmy, za chwilę będzie seksmisja"
**