Początek listopada z okazji wypadającego wtedy Święta Zmarłych jest czasem refleksji i wspomnień. Gwiazdy i celebryci chętnie korzystają ze sprzyjających okoliczności, by podzielić się swoimi wynurzeniami na temat przemijania. Ostatnio swoimi przemyśleniami dotyczącymi śmierci postanowiła podzielić się Anna Lewandowska na swoim blogu. Niestety, zasób słów był zbyt ubogi by wydobyć głębię przekazu i wyszło, jak wyszło.
Do grona roztkliwiających się na łamach prasy osób, dołączył właśnie Jerzy Stuhr. Aktor w obszernej rozmowie z magazynem Viva! podzielił się anegdotą, która zmusiła go do refleksji.
Przedwczoraj odebrałem nowy dowód osobisty, bo stary się skończył i pytam panią urzędniczkę: "A na ile teraz to dajecie?". Ona mówi: "Na 10 lat". I wie Pani, że się zastanowiłem, czy to nie jest już mój ostatni dokument? - opowiadał nostalgicznie.
W drugiej części swojej wypowiedzi poruszył temat... stojącej przy jego łóżku czaszki, która na co dzień przypomina mu łacińską sentencję "memento mori", czyli pamiętaj o śmierci:
Kiedyś sobie w Rzymie czaszkę kupiłem, wygląda jak z kości... Nie, to nawet nie było w Rzymie, tylko u karmelitów w Palermo. Czaszkę kupiłem i stoi, memento mori. Gadżet, ale przypomina. Wnuczka się boi, jak patrzy. Na razie nic jej nie tłumaczę, mówię tylko: "Tak dziadziuś będzie po śmierci wyglądał"
Aktor przyznał również, że choroba zmieniła jego nastawienie do śmierci. Dystans, który miał do przemijania znacznie się skrócił, gdy jego stan zdrowia przestał być zadowalający:
Jak zachorowałem, stwierdziłem: "Nie ma rady, trzeba odnowić nasz rodzinny grobowiec. Jak ludzie będą przechodzić obok, żeby jakoś to wyglądało". No i teraz, kiedy tam chodzę, pokazuję grobowiec i mówię do żony: "No patrz, zmarnowane pieniądze"
Podoba się Wam jego poczucie humoru?