Dla Doroty Gardias i jej przyjaciółki Katarzyny Domerackiej przygoda z programem Azja Express już się skończyła. Ciężko powiedzieć, by wyszły z tej próby zwycięsko. Dorota i Katarzyna okazały się dla producentów najmniej ciekawą parą i zdarzały się odcinki, gdy ich nieobecność na ekranie tak się przedłużała, że widzowie zastanawiali się, czy w ogóle jeszcze biorą udział w wyścigu. Za to kiedy już się pojawiały, raczej nie były przedstawiane w najlepszym świetle. Zaakcentowały swoją obecność w odcinku, w którym uczestnicy musieli podrzucać sobie flagę, degradującą ich w rankingu o jedno miejsce.
Dorocie i Katarzynie tuż przed metą udało się przekazać flagę Marcie Wierzbickiej i Oliwii Cabaj, przez co wyeliminowały je z dalszej rywalizacji.
W rozmowie z magazynem Party Gardias ujawnia, że ma żal do montażystów o to, że pokazali ją jako osobę z silnym parciem na wygraną, gotową posunąć się do najgorszych podstępów. Jej zdaniem, w rzeczywistości podrzucenie flagi wyglądało zupełnie inaczej.
Moc montażu poczułam zwłaszcza w przedostatnim odcinku, w którym wyszłam na straszną zołzę - wspomina. I naprawdę bardzo strasznie źle się z tym czułam. Pamiętasz sytuację z flagą? Wcale nie zaczaiłyśmy się na Martę! Stałyśmy w widocznym miejscu i czekałyśmy na nie, by przekazać flagę, bo takie były reguły gry. Ale wystarczyło zbliżenie kamery na jedno spojrzenie, uchwycenie mimiki, odpowiedni podkład muzyczny i zrobił się z tego niezły show. Trzeba czasem podkręcić sytuację,bo to się przekłada na oglądalność i zainteresowanie programem. W tym przypadku przełożyło się na niezbyt miłe komentarze. Ale jesteśmy bardzo zadowolone, bo to była jedna z najbardziej szalonych przygód w naszym życiu. Oczywiście, pozostał niedosyt, bo na antenie nie pokazano wielu sytuacji, które z naszego punktu widzenia były ciekawe, a czasem śmieszne.
Pogodynce zarzucano także, że w perfekcyjnym makijażu na zakurzonej drodze w Indiach wyglądała mało wiarygodnie. Gardias żali się, że pewnie gdyby mniej starannie malowała rzęsy to widzowie bardziej by ją polubili.
W domu też mamy zadania, jako matki i chcemy je wykonać w najkrótszym czasie. Kiedy tę zadaniowość przełożyłyśmy na program, okazało się, że dobre przygotowanie fizyczne i makijaż na co dzień wcale nie są dobrze widziane - narzeka Dorota. Może zyskałabym, gdybym chodziła brudna i spocona, ale to nie w moim stylu. Wiedziałam gdzie i po co jadę. Lubię rywalizację, ale wyścig szczurów mnie nie interesuje. Podróż do Azji była dopełnieniem zmian, które wydarzyły się na przestrzeni ostatnich lat. Dziś mam w sobie dużo spokoju, odzyskałam równowagę w sercu i w głowie. Wcześniej zdrowie odmawiało mi posłuszeństwa. Ciągle chorowałam, miałam problemy kardiologiczne, złamałam nogę. Wydarzyła się też rzecz, która mnie przybiła: obrabowano nas dwa tygodnie po tym, jak wprowadziliśmy się do nowego domu. Poziom stresu okazał się tak duży, że musiałam odpocząć i na nowo wszystko poukładać. Jestem naprawdę szczęśliwa. Przestałam oglądać się za siebie, nie przejmuję się opiniami innych i myślę wyłącznie pozytywnie. Konstruktywną krytykę nadal chętnie przyjmuję, ale na bezzasadny hejt szkoda mi czasu. Wiem, że już nic nie muszę, mogę tylko chcieć. To moje największe zwycięstwo.
Myślicie, że dobrze wypadła w Azja Express?