Piotr "Max Kolonko" Kraśko dwoi się i troi, żeby zyskać sympatię widzów. Niespecjalnie mu się to udaje, wybrał więc najłatwiejszą drogę - opowiada o sobie w tabloidach, podkreślając różne "zasługi". Dziadek byłby dumny.
W dzisiejszym Super Expressie opowiada o tym, jak nie poleciał na forsę z reklamy: Owszem, nieraz proponowano mi kontrakty reklamowe. Zdarza się to mnie i innym kolegom z branży. Ostatnia złożona mi propozycja była od jednej z firm ubezpieczeniowych - chwali się. Ale konsekwentnie odmawiam. Dla dziennikarza informacyjnego udział w reklamie to śmierć zawodowa. Zupełnie nie wyobrażam sobie, żebym przystał na taką propozycję, nieważne nawet za jakie pieniądze.
Jak skwapliwie donosi tabloid, na ostatnim kontrakcie Kraśko mógł się wzbogacić o 800 tysięcy złotych. Kraśko musiał się tym pochwalić, bo inaczej jego bohaterski gest by się zmarnował...
Trudno się dziwić takiej formie promocji, taki to już typ człowieka. To Kraśko przecież chwalił się, że papież umierając oglądał go w telewizji. To była chyba najbardziej żałosna autopromocja w historii, do tej pory jeszcze nikt go nie pobił.