Nie jest tajemnicą, że papież Franciszek nie należy do ulubieńców tej części duchownych, którzy nie mogą powstrzymać się przed gromadzeniem dóbr doczesnych. Z pewnością sympatią do niego nie pała redemptorysta Tadeusz Rydzyk, który tylko w tym roku wyciągnął z kieszeni podatników kilkadziesiąt milionów złotych i jeszcze poleciał do prezydenta Andrzeja Dudy na skargę, że to ciągle mało: Rydzyk dopomina się na wizji o pieniądze dla swojej uczelni: "Mniejszy uniwersytet dostaje TYLKO MILIARD!"
Zamiłowanie Franciszka do noszenia zdartych butów i jeżdżenia komunikacją miejską z pewnością nie budzi zrozumienia także u proboszcza z Kasiny Wielkiej, mającego słabość do porsche za 400 tysięcy złotychani u księdza, który cichaczem uciułał sobie na koncie 2 miliony złotych. Sprawa wyszła na jaw dopiero, kiedy mu je ukradli.
Dla tego sortu duchownych skromny i ascetyczny styl życia papieża jest z pewnością oburzający. Co gorsza, Franciszek, jak tylko ktoś wciśnie mu kosztowny prezent, od razu rozdaje wszystko na cele charytatywne.
Taki los spotkał Lamborghini Huracan za ponad milion złotych, które papież otrzymał prosto od producenta. Firma Automobili Lamborghini S.p.A polakierowała go nawet na papieskie kolory: biel i żółty, mając być może nadzieję, że papież da się uwieść potężnemu silnikowi, przyspieszającemu do setki w 3,2 sekundy.
Papież jednak tylko auto poświęcił i jeszcze tego samego dnia przekazał je na aukcję charytatywną, z której dochód zasili Projekt Odbudowy Równiny Niniwa, dopiero co odbitej z rąk dżihadystów z Państwa Islamskiego. Pieniądze ze sprzedaży luksusowego auta zostaną przekazane między innymi na budowę domów pomocy dla kobiet, które padły ofiarami handlu ludźmi.
Myślicie, że polscy duchowni mogliby się czegoś nauczyć od papieża Franciszka?