Avril Lavigne została zaatakowana przez islamskich ekstremistów. Z powodu ich protestów musiała odwołać koncert w Malezji. Zdaniem władz kraju występ gwiazdy to "obsceniczne show" obrażające ich przekonania religijne.
Zanim doszło do protestów i odwołania występu, menedżer Avril długo negocjował warunki. Zgodził się między innymi na zmianę strojów tancerzy, których ubrano w czarne kombinezony zakrywające całe ciało. Zaplanowano także mniej wyzywające układy taneczne. Avril obiecała, że nie będzie skakać na scenie i posyłać buziaków fanom. Pomimo tego minister kultury Malezji stwierdził, że koncert zdemoralizuje miejscową młodzież.
Koronnym argumentem było stwierdzenie, że Lavigne jest "wyzywającą seksbombą". Wydaje nam się, że minister kultury Malezji od dawna nie widział kobiety.
Niech lepiej zrobi żonie w burce dziurkę na drugie oko