Trzy lata temu Borys Szyc podjął decyzję o rozstaniu z alkoholem. Wcześniej nałóg miał spory wpływ na jego życie. Jak sam przyznawał w wywiadach, picie kosztowało go utratę ciekawych ról i prawa jazdy, wiele kompromitujących sytuacji, gdy przychodził pijany na plan oraz nietrafione inwestycje jak choćby ta z mężem Katarzyny Figury, z którym aktor otworzył knajpę w Giżycku, gdzie do herbaty podawano plastikowy widelec, a goście, z braku toalet, musieli załatwiać się w krzakach. Jak przyznał Borys, skończyło się tym, że nieuczciwy wspólnik zostawił go na lodzie, z kredytem do spłacenia.
Przez alkohol Szyc omal nie zaprzepaścił relacji z jedyną córką, Sonią. W najnowszym wywiadzie dla Vivy wyjaśnia, jak do tego doszło.
Alkohol to ucieczka, na pewno przed odpowiedzialnością. To choroba bardzo trudna do zdiagnozowania. Po cichu wchodzi w każdy zakamarek życia, a później wiąże się ze wszystkim, co robisz, z twoją miłością, z twoim jedzeniem, z twoim codziennym rytmem życia - tłumaczy obrazowo. I tak zaczyna się w ciebie wczepiać, że właściwie nie wiadomo kiedy przejmuje nad tobą kontrolę. Żaden alkoholik nie potrafi wskazać tego dnia, gdy się nim staje, to się dzieje mimochodem. Mimochodem alkohol zaczyna zalewać wszystkie dziury w człowieku. A potem przestajesz o nich w ogóle myśleć, ale te dziury nie znikają. Powiększają się i stajesz się "skisłym ogórkiem" - to określenie mojego terapeuty. U mnie, nie wiem, może te dziury zrobiły się już w dzieciństwie, może z powodu braku ojca? Po wódce jest moment odwrócenia głowy od tego, co uwiera. Jeżeli to trafi na podatny grunt, a u mnie trafiło, robi z twoim życiem, co chce. Najpierw pomaga, ale potem staje się protezą i bez niej nie potrafisz funkcjonować. To jest właśnie ta choroba.
Jak przyznaje aktor, na ostatnim etapie przed terapią, picie nie sprawiało mu już nawet przyjemności. Musiał to robić, bo był już tak uzależniony, że na trzeźwo nie był w stanie wyjść z domu.
Sam się zastanawiam, jak ja tyle rzeczy zrobiłem, tyle ról zagrałem - rozważa z perspektywy czasu. Jak ta fama o mnie się rozeszła, propozycje się skurczyły, bo kto chce pracować z aktorem, który zawala plan? Dla mnie jednak najgorsze było, że przestało mi się podobać to, co robię, nie czerpałem z tego żadnej przyjemności. Brałem role jak popadnie, cały czas byłem zmęczony albo na kacu, albo się wstydziłem, że jestem na kacu. W ostatnim okresie mojego 15-letniego picia nie odczuwałem już żadnej przyjemności. Musiałem pić tylko żeby dalej funkcjonować, aż w końcu powiedziałem sobie "stop". Zrozumiałem, że się zabiję. Na pewno zmieniłem swoje życie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nawroty są wpisane w tę chorobę i że czynią wielkie spustoszenie. Trzy lata niepicia to jeszcze bardzo krótko.
_
_