Marina Łuczenko-Szczęsna, po półtora roku od prezentacji pierwszego po długiej przerwie singla, wreszcie nagrała całą płytę. W wywiadach piosenkarka tłumaczy, że przerwa była wymuszona koniecznością operacyjnego usunięcia polipów ze strun głosowych i długiej rehabilitacji. W rozmowie z Vivą Marina skarżyła się, że była to droga przez mękę i co chwila popadała w rozpacz, że straciła głos na zawsze.
Wyznała też, że wtedy właśnie zrozumiała, jak smutne życie wiodą osoby, które nie zostały obdarzone tak wielkim talentem jak ona. Zobacz: Marina skromnie o sobie w "Vivie": "Dostałam DAR, CZYLI TALENT. Nikt mi nic nie załatwił, na wszystko ZAPRACOWAŁAM SAMA!"
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i płyta On My Way w piątek trafiła do sklepów.
Łuczenko-Szczęsna przy każdej okazji zapewnia, że na produkcję płyty nie wzięła ani grosza od bogatego męża, tylko zainwestowała własne pieniądze, zarobione, jak wyjaśniła "w licznych kontraktach reklamowych". W tej sytuacji nadzieja, że chociaż część kosztów się zwróci, wydaje się oczywista.
Marina jednak nie jest tym zainteresowana, przynajmniej nie na tyle, by promować swój nowy album koncertami.
Podczas licznych rozmów na ten temat Wojtek przekonał ją, że zamiast narażać się na rozłąkę, powinna na razie spędzać czas u jego boku w Turynie - ujawnia w rozmowie z Faktem znajomy Szczęsnych.
Marina chętnie skorzystała z tej wymówki, by zrezygnować w koncertów klubowych, na które namawiali ją współpracownicy. Jak donosi tabloid, obiecała, że ewentualnie rozważy sprawę ponownie, ale dopiero po Nowym Roku. O ile jeszcze publiczność będzie nią w ogóle zainteresowana.