Doda, od środy funkcjonująca także jako Dorota R., lubi podkreślać, że królowa (mafii) jest tylko jedna. Cóż, najwidoczniej nie poznała jeszcze swojego egipskiego odpowiednika, niejakiej Shymy.
Pochodząca z Egiptu Shaimaa Ahmed jest bez wątpienia odpowiednikiem naszej Dody, chociażby z tego powody, że jej także, podobnie jak Rabczewskiej, grozi odsiadka. Lubująca się w skandalach Shyma, do swojej piosenki Andy Zoroof nagrała kontrowersyjny teledysk, w którym między innymi skąpo ubrana prowadzi lekcję w sali nr 69 pełnej mężczyzn czy sugestywnie je banana. Niedługo po wypuszczeniu teledysku piosenkarka została zatrzymana i trafiła do aresztu pod zarzutem podżegania do rozpusty. Po wielu skargach oburzonych widzów egipska policja wszczęła śledztwo w sprawie wokalistki. Mówi się, że Ahmed grozi wyrok do trzech lat pozbawienia wolności, oprócz tego dostała też zakaz występowania.
21-latka w facebookowym poście przeprosiła "wszystkich urażonych klipem".
Nigdy nie pomyślałabym, że to wszystko się tak potoczy i będę publicznie szykanowana, nie robiąc nikomu krzywdy, po prostu wypuszczając teledysk. Jestem młodą dziewczyną, która jedynie marzyła o zostaniu piosenkarką - napisała.
Shaimaa zrzuciła winę na reżysera teledysku, Mohammeda Gamala, który, jak się okazuje, też został aresztowany. Fani artystki sądzą, że skazanie ich idolki za wypuszczenie kontrowersyjnego teledysku pokazuje opresję kobiet w Egipcie i próbują uchronić gwiazdę przed wyrokiem. Stworzyli nawet petycję "Uwolnijmy Shaimę", pod którą od tygodnia zbierają podpisy.
**Doda opowiada Rodowicz o zatrzymaniu
**