Tegoroczna edycja opolskiego festiwalu choć miała przynieść chwałę Jackowi Kurskiemu, zamieniła się w jego najgorszy koszmar - nie tylko za sprawą wielomiesięcznych batalii prowadzonych z artystami z całej Polski, władzami miasta, którym założył niezliczoną ilość spraw sądowych, czy próbą przenosin festiwalu z Opola do Kielc. Jakby tego było mało, po zakończeniu festiwalu, prezes TVP miał wypadek samochodowy, z którego miał ratować się brawurową ucieczką w pobliski drzewostan.
W drodze powrotnej z Opola samochód Jacka Kurskiego prowadzony przez prywatnego szofera w czasie wykonywania manewru zawracania uderzył w mijający go samochód marki Opel. Prezes podobno nie chciał, by go rozpoznano i dlatego ratował się czekaniem za drzewem.
Przyczyną wypadku miał być niewłączony kierunkowskaz sygnalizujący próbę zawrócenia i włączenia się do ruchu. Z tą opinią świadka, który na łamach Faktu opowiedział o zdarzeniu, Kurski się nie zgadza. W oficjalnym oświadczeniu TVP oznajmiła, że wszystko ze strony jego kierowcy przebiegało prawidłowo:
Kierowca Jacka Kurskiego włączył lewy kierunkowskaz i prawidłowo rozpoczął manewr. Doszło do kolizji z samochodem, który chciał wyprzedzić auto telewizji. O winie zdecyduje sąd.
Kierowca opla jest jednak innego zdania: Mam tego wszystkiego dość. Straciłem samochód i teraz jeszcze chcą zrobić ze mnie winnego - mówi rozgoryczony.
Na razie jednak nie wiadomo, co konkretnie udało się ustalić biegłym, ponieważ zajmujący się tą sprawą policjant przebywa obecnie na urlopie, a "tylko on ma klucze do szafki z dokumentami".
**Nowe inwestycje TVP. 20 mln zł na kolejne studio
**