Od kilku lat, dzięki coraz łatwiejszemu dostępowi do chirurgii plastycznej i medycyny estetycznej na świecie rozwija się moda na upodabnianie się do Barbie i Kenów. W Polsce trend ten nie jest jeszcze bardzo widoczny, ale mam już swoją przedstawicielkę - to niejaka Anella, która kilka tygodni temu zasłynęła tym, że wyrzucono ją z salonu kosmetycznego. Karykaturalnie wyglądająca 25-latka niemal z dnia na dzień zaczęła pojawiać się w mediach i korzystać z chwili rozgłosu.
Zdążyła już nawet zadebiutować w telewizji śniadaniowej, gdzie opowiadała o swoich wypełniaczach i tłumaczyła, dlaczego nie chce wyglądać jak człowiek. Uwadze internatów nie uszedł wówczas fakt, że z powodu gigantycznych ust trudno było nawet zrozumieć jej wypowiedzi.
Przypomnijmy: Anella mamrocze zza monstrualnych warg w "Dzień Dobry TVN": "USTA SĄ OK! Nie przegnę na pewno!"
Mimo to Anella uparcie twierdzi, że w całej swojej "przemianie" od początku kieruje się rozsądkiem i jej wygląd wcale nie jest przesadzony. Aspirująca celebrytka najwyraźniej bardzo dobrze poczuła się w świetle reflektorów, bo już planuje kolejne wywiady. Nie zamierza jednak pokazywać swoich monstrualnych ust za darmo - wprost przeciwnie - ma już konkretny pomysł jak zarobić pieniądze na kolejne operacje.
Za rozmowę w towarzystwie "managera" Anella życzy sobie... aż trzy i pół tysiąca złotych. Do tego wymaga pokrycia kosztów dojazdu i zakwaterowania na miejscu wywiadu.
Dziennikarz Wirtualnej Polski, który wysłał mailowe zapytanie o możliwość porozmawiania z "polską żywą Barbie" otrzymał zwięzłą, acz treściwą odpowiedź.
Przyjazd, koszty zakwaterowania, interview. Koszty: 3500 pln przy obecności managera - brzmiała treść wiadomości.
Trudno powiedzieć, na jakiej podstawie Anella, o której jeszcze dwa tygodnie temu mało kto słyszał, zażyczyła sobie takiej stawki za rozmowę.
Myślicie, że ktokolwiek zapłaci jej tyle pieniędzy za otworzenie napompowanych warg?
**Barbie w polskim stroju szukała 4 lata. Teraz chce ja oddać
**