Jedną z najbardziej zaskakujących informacji minionego tygodnia była ta, że siostra Krystyny Pawłowicz zbiera pieniądze na utrzymanie skompromitowanego byłego lidera KOD-u, Mateusza Kijowskiego. Na pomysł zbiórki wpadła po tym, jak "opozycyjny aktywista" zagroził, że z powodu złej sytuacji finansowej wyemigruje z Polski.
Większość zwolenników Kijowskiego odwróciła się od niego, gdy na jaw wyszły jego długi alimentacyjne i machlojki związane z przelewaniem sobie pieniędzy z kasy KOD-u za rzekome "usługi informatyczne". Pomimo że Kijowski utracił w ostatnich miesiącach zaufanie i autorytet, nadal istnieje jednak garstka ludzi, którzy wierzą w dawnego przywódcę i uważają, ze padł ofiarą "nagonki". Aktualnie Mateusz może liczyć na wsparcie inicjatorów zbiórki pod hasłem "Stypendium Wolności - Mateusz, zostań w Polsce!".
Choć sam pomysł utrzymywania Kijowskiego z pieniędzy darczyńców brzmi absurdalnie, znalazło się wielu chętnych, którzy wpłacali choć złotówkę, by odblokować możliwość komentowania i napisać, co o nim myślą.
Niestety, w efekcie udało się zgromadzić całkiem sporą kwotę. Początkowo Elżbieta Pawłowicz-Opara zamierzała zebrać "jedynie" 25 tysięcy, ale gdy zobaczyła, jak dobrze idzie, podniosła kwotę zrzutki do 35 tysięcy. Aktualnie na koncie jest już ponad 26 tysięcy złotych, co daje podstawy by sądzić, że Kijowski tak szybko jednak nie wyemigruje.
Póki co, najsłynniejszy polski alimenciarz żali się w mediach na swój los. O ciężkiej sytuacji życiowej i materialnej opowie m.in. dzisiaj w programie Polska w kawałkach Grzegorza Jankowskiego w Superstacji.
Fragment programu dziennikarz opublikował na swoim profilu na Facebooku.
Wszyscy znają w Polsce wysokość moich alimentów i zadłużenia. Dwa tysiące sto miesięcznie alimentów i około 200 tysięcy zadłużenia. Mało kto pamięta, że moja obecna żona kupiła dom w kredycie frankowym, a po roku raty stały się dwukrotnie wyższe, że wychowuje dwóch niepełnosprawnych synów dorosłych, że w 2013 roku zachorowała na raka i niecałe dwa lata się leczyła i nadal ma ograniczone możliwości pracy. To wszystko wpływa na naszą sytuację - żali się aktywista.
Kijowski pochwalił się też, że "dobrzy ludzie robią mu zakupy".
Kupują panu chleb, mleko, wędliny? - dopytywał dziennikarz.
_**Tak. I przynoszą do domu**_ - odpowiedział.
Na usprawiedliwienie żerowania na współczuciu i hojności ludzi, Mateusz odwołuje się do uczuć religijnych.
Jestem wychowany w kulturze chrześcijańskiej, w której ludzie się troszczą o siebie i nie jest wstydem to, że ktoś ma trudną sytuację - zapewniał przed kamerami. Wstydem jest nie pomóc albo wyśmiewać.
Jesteście ciekawi, co jeszcze powie, żeby uzasadnić swoją "niechęć" do pracy?
**Tłum zablokował Mateusza Kijowskiego
**