Ludzie z branży poczuli krew i nadal publicznie biczują Natalię Lesz za nieudany występ w Sopocie. Okazała się łatwym celem, bo nie odpowiada na skierowane w nią tyrady, zaszyła się w domu i płacze. Sara May, piosenkarka znana głównie z krytykowania innych piosenkarzy i show-biznesu jako takiego postanowiła zaatakować Natkę jako kolejna.
Na swoim profilu na Mixer.pl (*saramay.mixer.pl)
*, we wpisie zatytułowanym Lepsza od Mandaryny?stwierdza, że Lesz "nie ma 1% zdolności muzycznych" i nawet małpa zaśpiewałaby lepiej od niej:
To już prawie tradycja, że wśród 5 finalistów festiwalu w Sopocie serwowany nam jest minimum jeden żenujący żarto-występ pseudo-piosenkarza - atakuje Sara. Tym razem padło na N.Lesz. Nie wiem czy się z tego śmiać czy płakać. Nawet trochę szkoda mi dziewczyny, bo wygląda na miłą, nieświadomą i zagubioną. Mandaryna ma ewidentnie konkurencję i to nie byle jaką. Choć porównując oba występy festiwalowe to trudno się zdecydować, która była bardziej żenująca. Jakoś jednak Mandarynka kojarzy mi się z kolorowym, barwnym występem i show tanecznym, a Lesz pomimo podobno tanecznych umiejętności nawet tym nas nie zechciała uraczyć. Pan szanowny Kozyra (radio Zet) wykazał się dużą odwagą, że powiedział głośno to co powiedział. Cóż, aby trafnie ocenić występ Lesz nie trzeba jednak mieć fachowego muzycznego ucha, bo nawet największy analfabeta muzyczny usłyszy, że śpiewać to ona nie potrafi. Szkoda, że zamiast udowodnić tym występem, że poprzednie jej show w Opolu było tylko wypadkiem przy pracy, potwierdziła jedynie, że poziom swojego śpiewu utrzymuje na dość równym choć zerowym poziomie. A los dał jej drugą szansę na rehabilitację. Nie wykorzystała, a mogła. Mogła, bo każdy kto ma choć trochę ambicji jest w stanie przez miesiąc nauczyć się (wykuć) pod okiem fachowca poprawnie śpiewać piosenkę.