Mieszkańcy lubelskiej wsi Radawiec są wściekli na Dodę. Chcieli, aby zaśpiewała na corocznym powiatowym święcie plonów. Rabczewska zgodziła się, podpisała umowę, zainkasowała zaliczkę i... wycofała się.
Kiedy organizatorzy imprezy poprosili brata Dody, menedżera od organizacji koncertów o wyjaśniania, ten odpowiedział, że pieniądze nie zostały jeszcze zaksięgowane. A same faksy potwierdzające wpłatę nie były wystarczającym jej potwierdzeniem. Umowę zerwał - donosi Dziennik Wschodni.
Dorota zwróciła zaliczkę, jednak organizatorzy zostali na lodzie. Na imprezie nie miał kto zaśpiewać, więc zapowiadała się katastrofa. Na szczęście imprezę "uratowała" Maryla Rodowicz, która miała akurat tego dnia wolny termin.
Piszemy w cudzysłowie, bo Maryla nie uratowałaby chyba nawet imienin psa. A na pewno nie w takim stroju: