Od czasu zatrzymania Dody dwa tygodnie temu piosenkarka udaje, że nic wielkiego się nie stało. Przy każdej okazji opowiada, że jej kłopoty z prawem są jedynie zemstą byłego narzeczonego za to, że rozstali się dwa lata temu. Mówiąc o Emilu Haidarze z reguły używa rasistowskiego języka, którym prawicowi politycy wzbudzają niechęć Polaków do uchodźców. Piosenkarka często wspomina o jego "mściwej arabskiej krwi" i twierdzi, że urządził jej "dżihad".
Jednak upublicznione przez sąd nagrania rozmów telefonicznych z byłym narzeczonym, w których potwierdza, że z zemsty porysowała mu samochód, a także groziła nożem jemu samemu, nie przemawiają raczej za jej wersją wydarzeń. Biorąc pod uwagę, że Dorota w przeszłości wielokrotnie używała przemocy, za co nigdy nie poniosła kary, wydaje się, że to raczej ona ma problem z "mściwą krwią".
Dorota R. próbuje wprawdzie nadrabiać miną i bohatersko chować się za plecami schorowanej babci jednak wiele wskazuje na to, że tym razem nie wyjdzie z kłopotów obronną ręką.
Reprezentujący Haidara w sądzie mecenas Roman Giertych nie ukrywa, że jego celem jest wsadzenie Dody do więzienia na pięć lat, ekipa Pitbulla zaczęła jej unikać, zamartwiając się w międzyczasie, w jakim stopniu wybryki zaszkodzą filmowi, zaś samorządy, które zaprosiły ją na koncerty, szukają kogoś na jej miejsce.
Już pięć miast, które chciały zorganizować koncert Dody, zrezygnowało z negocjacji i znalazło na jej miejsce inną gwiazdę - potwierdza w Fakcie osoba z otoczenia piosenkarki.
Zwyczajowa stawka koncertowa Doroty R. wynosi 40 tysięcy złotych, czyli już straciła 200 tysięcy. Na tym nie koniec. Podczas gdy wszyscy artyści od dawna mają podpisane kontrakty na tegoroczne koncerty sylwestrowe, tylko dwóch artystek nikt nie zaprosił. Oprócz Dody w tej przykrej sytuacji znalazła się Justyna Steczkowska.
Doda robi dobrą minę do złej gry i opowiada, że przyda jej się przerwa - ujawnia informator tabloidu. A przecież potrzebuje pieniędzy, bo chciałaby żyć na dotychczasowej stopie, zaś opłacanie prawników dużo ją kosztuje.
**Dekolt Andrzejewicz wspiera Dodę: "To my decydujemy, kiedy jest nasz koniec"
**