W 2011 roku cała Polska usłyszała o rodzinie Grycan, nie za sprawą wyrobów cukierniczych, ale synowej założyciela firmy, Zbigniewa. Przedsiębiorcza Marta wprowadziła na "salony" także swoje krągłe córki, Weronikę i Wiktorię, z którymi przez jakiś czas lansowała się na polskie odpowiedniczki Kardashianek.
Przypomnijmy: Polskie dziedziczki: Grycanki jak... Kardashianki?
Wkrótce teść Marty odciął się od niej zarzucając promowanie się na jego nazwisku i osłabianie autorytetu firmy. Jakiś czas później słuch o Grycankach zaginął i obecnie trzymają się z dala od show biznesu. Tymczasem Zbigniew postanowił wypromować swoją córkę, Małgorzatę, którą od lat przygotowuje do przejęcia sterów w firmie. Wspólnie udzielili wywiadu dla polskiego wydania magazynu Forbes. Małgorzata wspomina w nim m.in. dzieciństwo, które lubiła spędzać w lodziarni i rodzinnej fabryce lodów.
Bardzo lubiłyśmy z moją siostrą bliźniaczką pomagać w lodziarni. Ja uwielbiałam siadać przy kasie. Panie, które tam pracowały, brały nas na kolana i pokazywały, jak wszystko działa - opowiada dziedziczka. Bywałyśmy też w fabryce. Jeszcze wtedy marki Zielona Budka. Tam była taka maszyna do produkcji lodów impulsowych. Trzeba było do niej wkładać kubeczki, rożki albo pucharki, w zależności od rodzaju lodów. To była dla nas fantastyczna zabawa.
Małgorzata podkreśla, że dorastanie w rodzinie zarządzającej wielkim biznesem wiązało się z częstą nieobecnością rodziców, a zwłaszcza ojca.
Kiedy byłyśmy małe, rodzice najwięcej pracowali w święta, niedziele i wakacje, bo wtedy był największy ruch. Czasem na wakacje jeździłyśmy tylko z mamą, ale zdarzało się, że wybieraliśmy się całą rodziną do Włoch. Żeby, jak mawiał tata, połączyć przyjemne z pożytecznym. Rodzice załatwiali sprawy biznesowe, a potem był czas na odpoczynek - mówi Grycanka.
Choć Zbigniew od początku planował przekazać biznes dzieciom, jak twierdzi, nie naciskał na nie w kwestii wyboru drogi zawodowej. Małgorzata wybrała studia na SGH, po jakimś czasie jednak zaangażowała się w pracę w firmie.
Pracowała na każdym odcinku, więc kiedy dziś rozmawiamy o firmie, nie jest to dyskusja czysto teoretyczna, bo ona wszystkiego dotknęła - chwali córkę przedsiębiorca.
Kobieta wspomina, że praca w lodziarni nie była łatwa.
W kawiarni w Arkadii było 50 stolików. Przyszli klienci. Zasiedli. I wszyscy naraz zamówili desery, które trzeba było fizycznie zrobić. My się tego uczyliśmy na bieżąco. Za barem leżały skoroszyty z przepisami na kartkach. Ciągle ktoś te kartki wyjmował i się gubiły. My z mamą i siostrą byłyśmy tam od rana do północy. Pamiętam ogromne fizyczne zmęczenie, ale też ekscytację, ciągły ruch. I do tych 70 lodziarni tak to wyglądało. Zarządzałam tym wszystkim operacyjnie. Pamiętam, jak pierwszych pracowników zatrudniałam. Pierwszych zwalniałam. Tego też się uczyłam - żali się Małgorzata. Nie rozstawałam się z e-mailem i telefonem. Dzisiaj już mamy strukturę, wspieramy się menedżerami, a sami działamy na poziomie strategii.
Córka Grycana zapewnia, że czuje się na siłach, aby w przyszłości poprowadzić rodzinny biznes.
Jestem i będę częścią tej firmy. Nazwisko Grycan zobowiązuje - zapowiada.
Myślicie, że wzorem swojej krągłej bratowej będzie chciała też zrobić "karierę" w show biznesie?
**Czubaszek skomentowała metamorfozę Grycan
**