Najpopularniejszy zespół w Polsce, który gra po 40 koncertów miesięcznie, płaci wysoką cenę za swoje pięć minut. Piotr Kupicha nie wytrzymuje tempa, jakie sam sobie narzucił i na koncerty przyjeżdża przemęczony irytując tym swoich fanów. No bo jak można traktować tak ludzi? Kazać im czekać ponad półtorej godziny na zimnie i nawet nie przeprosić, pomylić nazwę ich miejscowości...
Nasza czytelniczka była świadkiem takiego nieudanego koncertu Feel: Miałam nieprzyjemność uczestniczyć w koncercie Feel, który miał rozpocząć się o 22:00 w Świdnicy. Średnia wieku - 15 lat, a temperatura wynosiła tylko 8 stopni. Ale zgodnie z tradycją Feel się spóźnił. Prowadząca o 22:50 powiedziała, że zespół się już przygotowuje do występu, co było kłamstwem, bo dopiero o 23:10 ich samochód podjechał pod scenę. Wszyscy czekali i gwizdali.
Coś się ruszyło o 23:45, kiedy Kupicha zaczął od jakieś piosenki po angielsku. Już chyba głos mu siada, bo cięzko było cokolwiek zrozumieć. Ale najlepsze zostawił na później. Postanowił przywitać publiczność i to był gwóźdź do trumny, bo przywitał "Świebodzin", a nie Świdnicę. Publiczność zawyła i gwizdała, lecz Piotrek zdawał się tym nie przejmować.
Nasza informatorka wspomina, że Piotr miał tak słaby głos, że nie można było usłyszeć tytułu zapowiadanych utworów. Na koniec koncertu zespół został pożegnany okrzykami publiczności: "oszuści" i "żenada".
Kupicha mądrze by zrobił, rezygnując z części koncertów i przykładając się do reszty. Bo na olewaniu fanów może tylko stracić. Sądzimy (i mamy nadzieję), że odczuje to już w przyszłym sezonie.