Po objęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, w Polsce zapanowała "dobra zmiana", która nie ominęła także państwowych mediów. Z publicznego radia i telewizji usunięto większość "niewygodnych" dziennikarzy i zastąpiono ich lojalnymi zwolennikami nowego stylu rządzenia. Ci, którzy pracowali w mediach publicznych od lat, ale nie zgadzali się ze zmianami, często sami podejmowali decyzję o odejściu, dochodząc do wniosku, że władza kiedyś się zmieni, ale utraconego dobrego imienia i honoru nie da się później odzyskać.
Jedną z osób, które pożegnały się z pracą w gmachu przy Woronicza była Diana Rudnik, od lat związana z Telewizją Polską. Zanim Jacek Kurski objął funkcję szefa, dziennikarka prowadziła nawet przez jakiś czas główne wydanie Wiadomości, co jest marzeniem każdego dziennikarza newsowego. Gdy w stacji posypały się wymówienia, Diana miała wielkie szczęście - zamiast wylądować na bezrobociu, jak większość jej kolegów i koleżanek, bardzo szybko dostała pracę w TVN24.
O Rudnik nie mówiło się dotąd zbyt wiele, aż do momentu, gdy kilka dni temu niespodziewanie poprowadziła główne wydanie Faktów w TVN. Zaskoczeni byli nie tylko widzowie, ale też pracujący w TVN dziennikarze, z których wielu latami marzy o podobnej szansie. Wielu zastanawiało się, jakim cudem 44-latka dostała się na główną antenę.
"Awans" Rudnik postanowił wytłumaczyć Super Express, który ujawnił, że w stacji mówi się, że Diana dostała pracę po znajomości. W tych plotkach może być sporo prawdy, bo jak się okazuje, wydawcą Faktów jest... mąż dziennikarki, Mariusz Rudnik.
Gdy okazało się, że Anita Werner jest chora, wydawca Faktów, czyli mąż Diany, sprowadził swoją życiową partnerkę na główną antenę. W stacji natychmiast zawrzało i teraz nie wiadomo, czy Diana będzie mogła długo cieszyć się z tego chwilowego awansu. Na razie ma z tego powodu same nieprzyjemności - ujawnia tabloid.