W poniedziałek TVP wyemitowała pierwsze dwa odcinki flagowego projektu Jacka Kurskiego, serialu Korona królów. Początkowo, tuż po objęciu stanowiska prezesa, zwolennik opinii, że "ciemny lud to kupi" przekonywał w wywiadach, że Polska zasługuje na serial na miarę tureckiego Wspaniałego stulecia. Z miarę jak mania wielkości rosła, Kurski zaczął coraz odważniej wspominać o polskiej wersji Gry o tron.
Udało mu się przekonać przynajmniej Beatę Szydło, która latem tego roku udzieliła mu na ten cel pożyczki w wysokości 800 milionów złotych.
PRZYPOMNIJMY: Kurski dostał 800 milionów złotych od... Beaty Szydło!
Niestety, okazało się, że polscy widzowie bez trudu odróżniają wysokobudżetowe produkcje, realizowane przez sztab fachowców i speców od efektów specjalnych od seriali, sprawiających wrażenie kręconych u szwagra za domem, gdzie oszczędności widać na każdym kroku.
Emisja pierwszych odcinków obnażyła niekonsekwencje scenariusza, drewnianą grę aktorską, lekkie traktowanie realiów historycznych, kostiumy prosto z pralki automatycznej, doklejane brody i niedopasowane peruki.
Jacek Kurski, jak to ma w zwyczaju, zdążył już odtrąbić sukces, ogłaszając w Internecie, że oglądalność pierwszych odcinków przekroczyła 4 miliony widzów. Wprawdzie znienawidzona przez Jacka agencja Nielsen podaje nieco niższe wyniki, ale co ona tam wie…
W najbliższych tygodniach okaże się, ilu widzów z tych czterech milionów pozostanie przy telewizorach. W każdym razie, wiceminister kultury Paweł Lewandowski raczej się do nich nie zaliczy. Po obejrzeniu trzeciego odcinka w wersji przedpremierowej zamieścił na Twitterze krótką, lecz nie nastrajającą optymistycznie recenzję.
Co do serialu Korona… to poczekajcie na trzeci odcinek i dialog o śniadaniu w czasie postu - napisał. Zgniłem, jak to zobaczyłem.
Następnie, przerażony własną szczerością, usunął wpis. Na szczęście w Internecie nic nie ginie i usunięty komentarz Lewandowskiego zaczął żyć własnym życiem.
Też uważacie, że jest aż tak źle?