Radek Majdan wciąż przeżywa wydarzenia z Mielna. Dziś w Rozmowach w toku jeszcze raz relacjonował bójkę z policjantami i, co najważniejsze, potwierdził, że "niczego nie żałuje".
Nie pobiłem nikogo - zapewniał. Ja tylko szturchnąłem tego policjanta, kiedy próbowałem podnieść Piotra. Warto było pomóc koledze.
Później odbyła się ciekawa konfrontacja Radka z jego byłym kolegą z drużyny, obecnie policjantem (Radek wyraźnie podkreślił: "mój BYŁY kolega"). Majdan wypadł podczas niej bardzo słabo i podejrzanie. Jąkał się, cały czas łamał mu się głos. Na koniec wpadł w jakiś słowotok, oskarżając policjantów o to, że sami byli pijani i że to oni są winni.
Po co mu to było? Po co jeszcze jątrzy tę sprawę? Nie lepiej zająć się łapaniem piłek? Zauważcie że Świerczewski postanowił nie robić z siebie pośmiewiska i został w domu.
Majdan wybrał inaczej. Zamiast próbować układać sobie życie i czekać aż sprawa ucichnie, poszedł do telewizji. Stwierdził wielokrotnie, że policjanci, którzy zostali podobno pobici przez niego i Świerczewskiego, sami powinni zostać zbadani na obecność alkoholu:
Przyjechaliśmy na posterunek. Oni mówili, że napadliśmy na nich, my mówiliśmy, że to oni. Nas zbadali alkomatem i oni powinni tak dla świętego spokoju ich także zbadać. Przecież mogli wypić dwa czy trzy piwka przed interwencją i dlatego byli tacy agresywni.
Zapowiedział też, że razem ze Świerczewskim złożą pozew przeciwko policji za napaść: "Ja męczennika z siebie nie robię. Ale nie pozwolę, żeby ktoś mnie targał, zakuwał w kajdanki i bił mojego kolegę."