Śmierć Zbigniewa Wodeckiego, nagła i niespodziewana, zasmuciła wielu jego fanów w Polsce oraz przyjaciół ze świata sztuki. Artysta był jednym z najbardziej lubianych i szanowanych przez oba środowiska na przestrzeni kilku dekad.
Jedną z jego najbliższych przyjaciółek była Olga Bończyk, aktorka, która wielokrotnie występowała z Wodeckim na scenie. Niestety po śmierci muzyka relacje Bończyk z rodziną Zbyszka okazały się być dosyć gorzkie.
W wywiadzie dla Świat i Ludzie aktorka z żalem opowiada o tym, czego doświadczyła ze strony rodziny bliskich zmarłego przyjaciela:
Ta lekcja, którą w tej chwili odbieram, jest bardzo gorzka. Ale wiem, że ma jakiś sens. Choć w jubileuszowym koncercie nie mogłam śpiewać piosenek, które wykonywałam wcześniej ze Zbyszkiem, to przydzielono mi utwór pt. "Będzie tak nieraz". A refren brzmi "Bowiem tak to jest, że nic nie kończy się. Najwyżej tylko nagle zmienia strój. A to, co zwie się kres, to jedno z oka mngnień, gdy stare z nowym toczy bój". Nie wierzę w przypadki - wspomina.
Olga dodaje również, że w pamięci zapadł jej nie najmilszy gest córki nieżyjącego muzyka:
Przełomowym momentem był dla mnie koncert w listopadzie ubiegłego roku w Krakowie. Stojąc tam na scenie pomyślałam, że domknęły się drzwi. I choć na scenie, po koncercie, córka Zbyszka, dziękując artystom uściśnięciem dłoni, ostentacyjnie mnie pominęła, uspokoiłam się. Pomyślałam, że czas podnieść się i zacząć kolejny etap bez zmartwień, co ktoś pomyśli.
Wiem, że Zbyszek jest gdzieś obok, przecież nasze życie nie kończy się na ziemi. Tu jesteśmy na chwilę, a tam na wieczność. Jestem pewna, że kiedyś się odnajdziemy i razem zaśpiewamy. Rozmawiam z nim, tak jak z moimi rodzicami, którzy też nie żyją. Radzę się, pytam, jak przez to przejść... i czekam na ciszę w mojej głowie, która w końcu przecież przyjdzie. Byliśmy po prostu bratnimi artystycznymi duszami.
_
_
_
_