Katarzyna Bujakiewicz i Anna Przybylska poznały się w 2002 roku na planie filmu Rób swoje, ryzyko jest twoje. Ich przyjaźń szybko stała się legendarna w show biznesie, podejrzewanym raczej o to, że wszyscy w nim podgryzają się wzajemnie. Zresztą Przybylska, chociaż jej uroda i popularność mogły budzić zazdrość, była raczej lubiana w branży, chociaż nie miała wykształcenia aktorskiego.
Z Bujakiewicz stały się prawie nierozłączne. Jak wspomina aktorka w biograficznej książce Ania, spędzały nawet razem Walentynki.
Kiedy Przybylska z mężem Jarosławem Bieniukiem przeprowadziła się do Poznania, rodzinnego miasta Katarzyny, Bujakiewicz stała się prawie domownikiem. Po śmierci przyjaciółki przez trzy lata odmawiała dziennikarzom rozmów na temat łączącej ich relacji. Wyjątek zrobiła dopiero dla autorów książki o Przybylskiej, która powstała w ścisłej współpracy z rodziną zmarłej aktorki.
Najwyraźniej rozmowa na temat przyjaciółki podziałała na Katarzynę oczyszczająco, bo od tamtej pory nie ucieka już od tego bolesnego tematu.
To było trochę tak, że ta książka stała się jakimś rodzajem terapii - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską. Ania jest ze mną całodobowo we wspomnieniach. Brakuje mi jej tak normalnie, fizycznie, na co dzień, żeby zadzwonić, pośmiać się. W tym świecie medialnym ona była tak niemedialna i to nas łączyło. Czas leczy rany i przyszedł moment, że jest mi łatwiej o tym mówić. Ja do końca byłam przekonana, że to się dobrze skończy. Jakiś znajomy lekarz widział te wyniki i powiedział, że to dwa tygodnie. Ale ja twierdziłam, że on nie ma racji, no nie Ania. To jest dziecko szczęścia, to się po prostu nie stanie. Wyjechałam sobie spokojnie do Stanów do pracy i tam przyszła do mnie ta wiadomość. Do dziś nie mogę wyrzucić tego numeru telefonu i jestem wściekła. Nie wiem dlaczego... Mamy tam wspólne wiadomości i tak jakoś ciężko go skasować.
Bujakiewicz, chociaż nie ukrywa, że książka o Przybylskiej budzi w niej ciepłe uczucia, nie ma jakoś zaufania do Radosława Piwowarskiego, który już na pogrzebie aktorki wpadł na pomysł, by nakręcić o niej film.
Nie jestem fanką tego pomysłu. Jest na to za wcześnie, moim zdaniem - komentuje sceptycznie. Poza tym nie umiem sobie wyobrazić, kto mógłby ją zagrać. Anię wszyscy kochali, bo była autentyczna, była dzieckiem szczęścia, jak była radosna to była radosna, a jak wściekła to też tego nie ukrywała. Prywatnie była taka sama jak publicznie. Jak mieszkali w Poznaniu to właściwie mieszkałam u nich, byłam też po części pomocą domową, już mieli mnie wszyscy dość. Oliwia, jak była jeszcze taka mała, to zasłaniała mi ręką buzię, żebym w końcu przestała mówić. Pamiętam, że jak poznałam Piotra, to do niej zadzwoniłam, że jedziemy na kolację, a ona do mnie: "Bujakiewicz ku*wa, to ty jeszcze nie gotujesz?". Dom musiał pachnieć obiadem...
_
_