Karol Raczyński, uczestnik czwartej edycji "misyjnego" programu TVP, w którym rolnicy szukają miłości, a przy okazji pomocy w gospodarstwie, od pierwszego odcinka budził u widzów mieszane uczucia. Chłopak przy każdej okazji podkreślał swoją głęboką religijność, która jednak nie przeszkodziła mu, jak to ujęła jedna z kandydatek, Justyna Szywała, "skakać z kwiatka na kwiatek".
Na początku Karol sprawiał wrażenie szczerze nią zainteresowanego, jednak szybko zmienił obiekt uczuć i zachwycił się Sarą Szewczyk.
Niestety, ją także zawiódł, bo gdy okazało się, że musi jechać do szpitala, Karol nie zdecydował się jej towarzyszyć, bo czuł się za bardzo śpiący.
Ostatecznie odrzucił wszystkie kandydatki i wyznał, że jeszcze przed programem zauroczył się Jagodą, którą poznał listownie.
Trudno się dziwić, że w tej sytuacji kobiety, które zgłosiły się do programu, poczuły się oszukane.
Po zakończeniu edycji Karol nadal pokazuje klasę. Zdążył już skrytykować producentów, ekipę oraz sam program za to, że wszystko dzieje się w nim zbyt szybko, a prawdziwa miłość potrzebuje przecież czasu.
Ostatnio zaś w rozmowie z Magazynem Lubelskim postanowił wyznać odrzuconym kandydatkom, co naprawdę o nich myśli.
Przyznaję, że Justynę zacząłem faworyzować na podstawie listu i wspólnej pasji. Jednak okazało się, że charaktery mamy zupełnie inne - wspomina w wywiadzie. Pasja pasją, a z wybraną osobą trzeba przecież żyć, poruszać się w różnych tematach. Wtedy poświęciłem czas na poznanie lepiej Sary**.**
Niestety, Sarę zaczął podejrzewać o to, że jest fałszywa i zgłosiła się do programu tylko po to, by zaistnieć w mediach.
Byłem przekonany do Sary, jednak pod koniec programu, kiedy zacząłem zauważać, że Sara robi to wszystko trochę na pokaz, dla show, to wtedy już wiedziałem, że nie wybiorę żadnej i taką podjąłem decyzję - wyjaśnia Raczyński.
Też uważacie, że wypadły aż tak fatalnie?