Wiesław Wójcik, odtwórca roli Władysława Łokietka w ukochanym serialu Jacka Kurskiego Korona królów, ma na koncie 50 ról, jednak w większości epizodycznych. Przez minione 10 lat w ogóle nie grał, bo mieszkał w tym czasie w Stanach Zjednoczonych, gdzie imał się różnych zajęć. Sprzątał, pracował w kuchni restauracji na Broadwayu, a nawet... poznał osobiście obecnego prezydenta USA.
Malowałem dzbanki w firmie należącej do Donalda Trumpa - wyznaje aktor w rozmowie z Rewią. Czasem żartuję sobie, że do odegrania roli Łokietka, tego znakomitego władcy, przygotowywałem się przez całe życie. Pamiętam, że kiedy miałem pięć lat, tata zabrał mnie do groty Łokietka. Poza tym przeszłość Polski i tworzenie się naszej państwowości pasjonuje mnie od najmłodszych lat. Właśnie ze względu na nią przyjechałem do kraju po latach pobytu w Ameryce. Kocham Polskę i nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej. Tym bardziej, teraz kiedy zostałem Łokietkiem. Polska to przecież moje królestwo. Poza tym moje dzieci, a mam trzech synów i córkę, żyją już swoim życiem i nie mają czasu dla Łokietka, ale oczywiście są ze mnie dumne.
Co do kunsztu aktorskiego zaprezentowanego przez Wójcika w serialu, zdania są podzielone. Niektórzy zarzucają mu, ze gra zbyt statycznie i teatralnie.
Na szczęście aktor ma na to usprawiedliwienie.
W czasie, kiedy odbywały się zdjęcia z moim udziałem, byłem chory. Miałem problem z utrzymaniem się na koniu czy podnoszeniem miecza. Mam nadzieję, że widzowie nie dostrzegli tego w zrealizowanych już odcinkach. Najbardziej kłopotliwe były dla mnie sceny umierania - narzeka Wójcik. We wcześniejszych filmach do mnie strzelano, padałem na brzuch i ktoś krzyczał: "Świetnie, mamy to!". Tu musiałem oddać to artystycznie. Trochę trudności sprawiło mi zagranie nieżywego władcy. Położono mi insygnia władzy na aorcie. Potrwało, zanim udało mi się w ogóle nie poruszać.
Uważacie, że dobrze wypadł w roli Łokietka?